Ryszard Czarnecki
Tusk mówił o Putinie: „nasz człowiek w Moskwie” (w rozmowie z Pawłem Płuską w TVN 24). Radosław Sikorski tak daleko nie szedł, ale też ocieplał wizerunek Moskwy, twierdząc, że „Putin to nie Stalin”, a Rosja też jest „zupełnie inna” niż kiedyś…
Gerhard Schröder w znanym wywiadzie podsumowującym jego dwie kadencje jako kanclerza Niemiec mówił w grudniu 2005 dla „Welt am Sonnntag”, że Rosja powinna być w Unii Europejskiej. Jednak nawet niemiecki kanclerz nie ośmielił się nigdy publicznie głosić, że państwo Putina – agresor wobec Czeczenii, Gruzji i Ukrainy przeprowadzający skrytobójcze zamachy na terenie państw członkowskich Organizacji Paktu Północnoatlantyckiego (choćby Wielka Brytania) powinien należeć do… NATO! A z taką tezą wystąpił były wieloletni szef MSZ za czasów PO-PSL, a następnie Marszałek Sejmu z ramienia tej koalicji, a więc druga osoba w państwie. Nawet jeśli stwierdzenie to miało w jakiejś mierze taktyczno-wyborczy charakter, bo padło w okresie kampanii, gdy Sikorski starał się o stanowisko sekretarza generalnego NATO (przegrał z kretesem; dużo bardziej niż Włodzimierz Cimoszewicz stołek Sekretarza Generalnego Rady Europy) – to faktem jest, że słowa pojawiły się w przestrzeni publicznej i zostały nie tylko zauważone, ale też wywołały prawdziwą burzę. Trudno je teraz wygumkować.
Polska miała wizerunek kraju rusofobicznego. Dziś te same nacje, które nas o to oskarżały, chwalą nas, podkreślając, że to Polska miała rację, ostrzegając przed imperialną Moskwą. Z wizerunkiem rzekomo rusofobicznej Rzeczypospolitej można było walczyć wydając książki i czasopisma w języku rosyjskim, ale mówiące o wolności, demokracji, prawach człowieka czy pokazując, jak bardzo Polacy honorowali rosyjską opozycjonistkę Natalię Gorbaniewską. Sikorski wybrał zupełnie inną drogę: jako minister spraw zagranicznych RP zaprosił na coroczne spotkanie polskich ambasadorów w Warszawie szefa MSZ Federacji Rosyjskiej Siergieja Ławrowa. Zdjęcia obu panów na balkonie ćmiących papierosy przejdzie do historii. Niestety, nie jest to historia chlubna. Raczej wygląda jak kolejny, pisany współcześnie aneks do Aleksandra Bocheńskiego „Dziejów głupoty w Polsce”.
Amerykańskie służby nie patyczkują się, ale amerykańska dyplomacja jest bardzo powściągliwa. Jeżeli nawet ona w oficjalnym komunikacie Departamentu Stanu (odpowiednik MSZ w USA) twitterowy wpis europosła Sikorskiego określa jako „niedorzeczność” – jest czymś wyjątkowym. W tym samym oświadczeniu amerykańska dyplomacja stwierdza, że to co napisał ekskandydat na prezydenta RP w prawyborach PO, służy rosyjskiej propagandzie. Cóż, natychmiastowa i entuzjastyczna reakcja Kremla pokazuje, że Waszyngton w tej sprawie miał rację…