Ryszard Czarnecki
Przewidywałem, że USA powiedzą twarde „NIE” na prośbę Ukrainy o dostarczenie im – w ślad za amerykańskimi czołgami „Abramsami” – także samolotów F-16. I tak się właśnie stało. Wypowiedź prezydenta J. R. Bidena była najbardziej lapidarna i jednoznaczna: „NO”. Oczywiście można dowcipkować, że politycy są jak kobiety i „nie” oznacza „być może” ,a „być może” oznacza „tak”. Ale sprawa jest zbyt poważna, aby komentować to takimi „dowcipami z brodą”.
Dla uważnego obserwatora tego, co dzieje się w polityce światowej w kontekście wojny w Europie Wschodniej ta decyzja Waszyngtonu dziwić nie może. Co by nie powiedzieć o zmienności w polityce międzynarodowej USA, choćby w ostatnich piętnastu latach: od „resetu” w relacjach z Rosją za rządów trio: Barack Hussein Obama – Joseph Robinette Biden – Hillary Rodham Clinton, po twardy kurs podczas drugiej kadencji B. H. Obamy i znów próba „resetu” podczas pierwszego roku prezydentury Bidena i kolejny obecny powrót do już nawet nie tylko „zimnej wojny”, ale czegoś więcej. Jednak w sprawie wojny Rosji z Ukrainą Jankesi są konsekwentni: wsparcie dla Kijowa -tak, przekazywanie najnowocześniejszej broni (w tym samolotów i pocisków o zasięgu 300 km, a więc atakujących terytorium Rosji) – nie, dezintegracja terytorialna Federacji Rosyjskiej – nie.
Waszyngton chce maksymalnie Rosję – jako największego sojusznika Chin – osłabić, ale wyraźnie nie chce kończyć tej wojny szybko i nie chce pozwolić na atakowanie rosyjskiego terytorium czy zgodzić się na podział Rosji (o czym też przecież mówi się w różnych analizach). I nie sądzę, aby stanowisko USA w tych kwestiach uległo zmianie…