Ryszard Czarnecki
Piszę te słowa w Azerbejdżanie – w największym i najbogatszym kraju Kaukazu Południowego. Kraju, którego znaczenie gospodarcze I geopolityczne wyraźnie rośnie po agresji Rosji na Ukrainę. Warto wszak przypomnieć, że idee bliskiej współpracy Polski z tym krajem bardzo mocno promował śp. prezydent RP prof. Lech Kaczyński, który nie tylko był w Baku, ale też szereg razy spotykał się z prezydentem Ilhamem Alijewem na różnych forach, także w naszym kraju, dość skutecznie przedstawiając mu perspektywy współpracy jego kraju z Zachodem. W tym kontekście można powiedzieć Cyprianem Kamilem Norwidem; „Przeszłość to dziś, tylko cokolwiek dalej” – bo pomysł „uzachodnienia” Azerbejdżanu rośnie w kontekście sytuacji w Europie Wschodniej.
Rosjanie nad Morzem Kaspijskim
Stefan Żeromski część akcji „Przedmieścia” umieścił w Baku, gdzie jego bohater Cezary Baryka mierzy się z rzeczywistością upadającej carskiej Rosji i powstawania Związku Sowieckiego, który z ideałami równości i szacunku dla człowieka pracy miał tyle wspólnego, co autor „Wiernej rzeki” z chińskim baletem. Skądinąd rodzina Żeromskich to przykład, jakie niebezpieczeństwo groziło Polsce w kontekście rusyfikacji naszych elit i- jak to określał Józef Piłsudski -„zabieraniu nam przez Rosję ducha”. Oto bowiem sam Żeromski stał się jednym z największych polskich pisarzy, ale jego dwie siostry wyszły za Rosjan, wyjechały w głąb imperium carów i całkowicie się zrusyfikowały.
Wracając do Azerbejdżanu, to z kolei jest przykład kraju, który krok po kroku, stopniowo stara się ograniczać rosyjskie wpływy. Choć mieszkają tu i inwestują rosyjscy oligarchowie, a na wakacje przyjeżdżają dziesiątki tysięcy Rosjan (a także Białorusinów), to Baku rok po roku politycznie i ekonomicznie oddala się od Moskwy. Dzieje się to na różnych płaszczyznach. Także przez zaciśnienie współpracy z Zachodem w kontekście eksportu ropy naftowej, ale też przez aktywny udział w „Turkic States”, organizacji międzynarodowej zrzeszającej państwa, które wywodzą się z tego samego kręgu kultury tureckiej i języka tureckiego. Poza Turcją, co oczywiste i Azerbejdżanem należą do niej również państwa Azji Centralnej, takie jak Kazachstan, Kirgistan, Uzbekistan oraz Tadżykistan, a członkiem stowarzyszonym jest Turkmenistan, a także… Węgry (!) oraz Turecka Republika Cypru Północnego czyli turecka część Cypru.
Wyścig Putina z Michelem oraz Rosji z UE o Kaukaz Południowy
Na ulicach Baku widzę przede wszystkim dwa rodzaje propagandowych posterów – fotografii. Pierwsza pokazuje żołnierzy: Azerów i Turków i ich braterstwo broni. Druga nawiązuje do stulecia urodzin nieżyjącego już pierwszego prezydenta niepodległego Azerbejdżanu, a wcześniej pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego azerbejdżańskiej „kompartii” – Heydara (Gajdara) Alijewa. Ten niegdyś sowiecki aparatczyk, naznaczony przez Moskwę do władania w jej imieniu Azerbejdżańską Socjalistyczną Republiką Radziecką stał się „ojcem niepodległości” swojego kraju, by potem ograniczać, a nie utrzymywać rosyjskie wpływy. Wynikało to może także z faktu, że Moskwa w kontekście strategicznego dla Baku sporu z Armenią o Górski Karabach (nie używajmy rosyjskiej nazwy „Nagorno Karabach”!) stanęła wyraźnie po stronie Erywania, stając się gwarantem zachowania ziem zrabowanych, zdaniem Azerów, przez Ormian. Charakterystyczne, że wzrost sympatii do Unii Europejskiej nastąpił w Azerbejdżanie w momencie, gdy negocjacje pokojowe azerbejdżańsko-armeńskie podjął przewodniczący Rady Europejskiej, były premier Belgii Charles Michel. Ten waloński polityk zaproponowany zresztą na szefa Rady przez Polskę w kontrze do holenderskiego socjalisty Fransa Timmermansa, był i jest odbierany w Baku bardzo dobrze, inaczej niż prezydent Francji Emmanuel Macron, który jednoznacznie brał w ostatnich latach stronę Armenii (to akurat nie może zaskakiwać zważywszy na liczną, ale przede wszystkim dobrze zorganizowaną i bardzo wpływową wspólnotę ormiańska w Republice Francuskiej). Charlesa Michela krytykował zarówno Paryż, jak i Moskwa za zbyt azerskie nastawienie. Przewodniczący Rady Europejskiej nie zakończył swojej misji, bo na jej finiszu wyprzedził go Putin, od kilkunastu lat prezentujący siebie i Rosję, jako gwaranta pokoju na Kaukazie Południowym. Baku i Erywań podpisały porozumienie w obecności prezydenta Rosji, co było próbą ratowania przez Putina wizerunku gracza, który kontroluje sytuację w tym regionie i zachowanie rosyjskich wpływów. Prawda jest taka, że Azerbejdżan zawsze uważał, że Rosja trzyma stronę Armenii, ale w ostatnich latach z kolei to Armenia oskarżała Moskwę o zdradę i przyzwolenie na zmiany terytorialne, czyli częściowe odzyskanie tego, co Azerbejdżan stracił, gdy upadł Związek Sowiecki.
Pierwszy raz w Azerbejdżanie byłem przed blisko ćwierćwieczem – w 1999 roku, w oficjalnej delegacji państwowej. Pamiętam bloki mieszkalne (ale też specjalne obozy) z uchodźcami z Górskiego Karabachu. Wtedy jeszcze był to kraj na dorobku. Moi znajomi Azerowie po latach wspominali, że jako młodzi ludzie ledwo wiązali koniec z końcem. Do dziś pamiętają długie kolejki… po chleb. Od tego czasu Azerbejdżan bardzo się zmienił: jego przewaga ekonomiczna nad sąsiadami z Kaukazu Południowego, czyli Gruzją i Armenią jest olbrzymia. Tytułem przykładu: budżet tylko na obronność (ostatnie lata wskazują, że w przypadku Azerbejdżanu to złe określenie, bo Baku raczej atakuje niż się broni…) jest większy niż cały budżet Armenii. Państwo jest relatywnie bogate, a korzystają na tym także mieszkańcy, skoro PKB per capita wynosi 17,5 tysiąca dolarów (16 lat temu wynosił 9 tysięcy dolarów).
Tragiczne dzieje Polaków w Azerbejdżanie
Polacy odegrali kluczową rolę w historii tego kraju w trzech dziedzinach: architekturze, odwiertach nafty, która stała się źródłem bogactwa narodowego oraz wojskowości. Gdy chodzi o tę ostatnią ci, którzy chcą pamiętać, to pamiętają, że szefem sztabu armii niepodległego Azerbejdżanu po upadku carskiej Rosji był Polak Maciej Sulkiewicz. Azerbejdżańska Republika Ludowa – bo taka była nazwa niepodległej państwowości – nie przetrwała sowieckiego naporu, a polski Tatar Sulkiewicz , dzielący z Azerami tę samą wiarę, został zamordowany przez bolszewików. Historycy dodają, że jego żona nauczała w jednej z pierwszych szkół dla muzułmańskich dziewcząt w Baku.
Nie tylko powieściowy Cezary Baryka wywodził się znad Morza Kaspijskiego. Cztery osoby z „Listy Katyńskiej”, a więc grona polskich oficerów zamordowanych przez Związek Sowiecki urodziło się właśnie w Azerbejdżanie. Gdy już mowa o polskich ofiarach komunizmu w tym kraju warto powiedzieć, to liczba Polaków zamordowanych przez bolszewików wynosi blisko 100 osób, a dodatkowych kilkadziesiąt (prawdopodobnie około 50) zmarło podczas katorżniczej pracy w znajdujących się tutaj, podobnie, jak w całym Związku Sowieckim, karnych batalionach budowlanych, do których trafiali nasi rodacy wraz z innymi „wrogami ludu”.
Od wiosny zeszłego roku między Warszawą a Baku jest bezpośrednie połączenie lotnicze, a Okęcie stało się hubem dla wielu nie tylko Polaków i Azerów, ale też cudzoziemców, którzy pragną dostać się do Azerbejdżanu w sytuacji, gdy zostały odcięte dotychczasowe możliwości połączeń przez Moskwę, Kijów czy Mińsk. To też zbliża oba nasze kraje. O tym myślę, widząc przed naszą ambasadą, znajdującą się na Starym Mieście, długą, zawiniętą kolejkę składającą się z Azerów starających się o wizę do Rzeczypospolitej…