Tomasz Teluk
Władimir Putin nie ma niczego do zaoferowania światu. Prócz cierpienia, terroru i biedy. Komunizm miał zbudować raj na ziemi, wyzwolenie mas i sprawiedliwą codzienność. Obecne wojny Putina są konfliktami siejącymi chaos, grabież, gwałt i spustoszenie. Kreml, atakując Ukrainę, strzelił sobie w stopę. Przeciwko sobie ma Zachód, odcinają się od niego dotychczasowi sojusznicy. Rozpoczął się dryf Rosji ku samounicestwieniu.
Bolszewicy mieli nieść światu postęp, dobrobyt, wyrównanie szans, wolność dla robotników i kobiet. Skończyło się jak zawsze – ofiary tej zbrodniczej ideologii to blisko 100 mln ludzi. Rosjanie mordowali się nawzajem, sąsiadów terroryzowali głodem, a wiele państw uczynili wasalami. Gospodarka centralnie planowana w końcu nie wytrzymała zderzenia z rzeczywistością. ZSRS zbankrutował i rozpadł się na kawałki.
Łabędzi śpiew odnowiciela imperium
Kolejna historyczna misja Rosji – odbudowy ZSRS – jest zrozumiała wyłącznie dla Władimira Putina i jego wąskiego kręgu. Do czego wskrzeszać komunistyczne imperium, skoro dowiodło, że nie ma racji bytu? Po co Rosji kolejne ziemie, skoro nie potrafi zarządzać nawet tym, co posiada? Co takiego ma do zaoferowania Rosja, czego nie mają inne kraje? Jak zauważają zachodni analitycy, decyzje na Kremlu podejmowane są pod wpływem emocji. Dlatego są tak destrukcyjne, głównie dla samych Rosjan.
„Piotr Wielki przerąbał okno od Zachodu i wpuścił do stęchłej Rosji powiew świeżego powietrza, a teraz my otworzymy do Europy okno od wschodu, a z niego wyrwie się niszczący huragan” – pisał Włodzimierz Lenin. Putin, porównując się do Piotra Wielkiego, przypomina bardziej Lenina. Na konferencji ekonomicznej w Petersburgu przypomniał, dlaczego stara się wywołać III wojnę światową. Nie podoba mu się jednobiegunowy świat, z dominującą rolą cywilizacji Zachodu. – Stany Zjednoczone, ogłaszając zwycięstwo w zimnej wojnie, ogłosiły się ambasadorami Boga na ziemi. Nie mają żadnych zobowiązań, tylko interesy, a te są uważane za święte. Tak jakby nie zauważali, że w ostatnich dziesięcioleciach na naszej planecie pojawiły się nowe ośrodki władzy, które stają się coraz bardziej widoczne – mówił.
Putin publicznie wylewa swoje frustracje, obwiniając za wszelkie zło świata Unię Europejską i USA. Rosja ma być krajem, który wszystko zmieni. Co ma do zaoferowania, wiemy już po czterech miesiącach wojny na Ukrainie. Sąsiadom przynosi śmierć i grabież, powoduje chaos na rynkach, destabilizując ich naturalne cykle. Instrumentalnie używa relacji gospodarczych do politycznego szantażu. Nie waha się wywołać powszechnego głodu i stawiać na szali życia najbiedniejszych, aby wymóc ustępstwa w negocjacjach. W tym celu stosuje narzędzia znane z ZSRS. Wprowadza cenzurę i uruchamia propagandę. Zmienia znaczenie słów, kłamstwo staje się prawdą. Grzmi o denazyfikacji Ukrainy, a w rzeczywistości prowadzi rzeź przez żołdaków wytatuowanych w hitlerowskie symbole. „Nowe kłamstwa w miejsce starych” – jak pisał Anatolij Golicyn.
Wojna o szlak
Tym, co zawsze przeszkadzało Rosji stać się krajem o globalnym znaczeniu, był dostęp do morza. Jeśli spojrzymy na mapę tego sztucznego tworu, zauważymy, że prócz zimnych wód Oceanu Arktycznego Rosji brakuje szlaków handlowych umożliwiających bezpośredni eksport swoich zasobów naturalnych reszcie świata. To niezwykle istotne w erze globalizacji i tej luki nie wypełni ograniczony dostęp do Morza Kaspijskiego, Morza Czarnego czy Morza Bałtyckiego, które są akwenami zamkniętymi – śródlądowymi. Dodajmy, akwenami pilnie strzeżonymi przez inne kraje, które od zawsze stały Rosji na drodze do ekspansji w Europie. Rosja chciałaby mieć także monopol na obsługę chińskiego Nowego Jedwabnego Szlaku. Wyobraziła sobie go przez aneksję Białorusi i Ukrainy. Jednak oba kraje skutecznie stanęły jej na drodze: Białoruś poprzez politykę uników, Ukraina przez zbrojny opór. Rosyjska rola w chińskim projekcie została ostatecznie zaprzepaszczona przez zachodnie sankcje. Kreml nie uzyska żadnego z założonych celów strategicznych. Zachód nie pozwoli na dominację na Morzu Czarnym, co jest nie w smak Turcji. Na Bałtyku rosyjskie porty zostaną zmarginalizowane poprzez przyjęcie Finlandii i Szwecji do NATO oraz lokalne inwestycje w stylu przekopu Mierzei Wiślanej czy budowę zachodnich gazoportów i terminali handlowych.
Rosji pozostanie handel z Azją na osi północ–południe, co i tak utrudnia niestabilna sytuacja na Kaukazie. W dodatku Kreml traci Kazachstan. Wojna handlowa między Rosją a Kazachstanem rozpoczęła się po tym, jak Kazachowie oświadczyli, że nigdy nie uznają samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy. Rozwścieczyło to Putina, choć sygnały, że Kazachowie przestali być sojusznikami Moskwy, można było zauważyć dużo wcześniej. Z początkiem kwietnia Kazachstan podpisał deklarację o Transkaspijskim Korytarzu Wschód-Zachód, dzięki któremu gaz ziemny i ropa naftowa mogą popłynąć do Europy z pominięciem Rosji. Projekt ten jest częścią Nowego Jedwabnego Szlaku łączącego Chiny z Turcją. Innymi sygnatariuszami deklaracji są właśnie Turcja, a także Gruzja i Azerbejdżan. Od przyszłego roku przez Gruzję mają popłynąć co najmniej 2 mln ton ropy. Powstanie też nowa linia kolejowa. W połowie czerwca Rosja zaczęła blokować przesył kazachskiej ropy przez terminal naftowy w porcie w Noworosyjsku. Obecnie jest to główny szlak przesyłowy do Europy Zachodniej. Przepustowość tego rurociągu liczącego aż 1,5 tys. km wynosi 67 mln ton rocznie. Minister energetyki Kazachstanu Bolat Akczułakow zapowiedział, że przesył zostanie skierowany przez porty kaspijskie oraz alternatywnym ropociągiem Baku–Tbilisi–Ceyhan do Turcji. W przyszłym roku ruszy wydobycie ropy naftowej z nowego złoża Tengiz. Według „The Economic Times” produkcja surowca zwiększy się tym samym do 93 mln ton rocznie.
Rosja w potrzasku
Kreml, atakując Ukrainę, strzelił sobie w stopę. Nie tylko wykrwawia się w walce, powodując, że przeciwko władzy zwraca się coraz większa część społeczeństwa. Do strategicznych porażek dochodzą te lokalne. Rosja momentalnie utraciła swoje wpływy w tych krajach, gdzie mniejszość rosyjska cieszyła się przywilejami. W krajach bałtyckich i Mołdawii zakazano nadawania propagandowych programów w języku rosyjskim, a działalność polityczna na rzecz Kremla spotyka się obecnie z surowymi obostrzeniami.
Sankcje obejmują coraz szersze obszary. Do niedawna łatwy tranzyt z Rosji na Zachód został sparaliżowany wraz z wyłączeniem zeń Białorusi. Do tego Litwa zakazała, zgodnie z unijnymi sankcjami, transportu rosyjskich towarów do enklawy w Kaliningradzie. Wśród towarów na indeksie znalazły się m.in. materiały budowlane. Spowodowało to panikę w sklepach, klienci wyczyścili niemal wszystkie półki – donosi „The Moscow Times”. Na zapas kupowano też żywność i butle z gazem. Mieszkańcy Kaliningradu obawiają się, że będą żyli w stworzonym przez Kreml getcie.
Rosja jest wściekła i zaczęła się odgrażać mniejszemu sąsiadowi. Litwa jest jednak członkiem NATO i to najsilniejszym spośród państw bałtyckich. Towary do Kaliningradu muszą od tej pory płynąć przez Bałtyk, okrążając Estonię, Łotwę i Litwę. Decyzja Brukseli spowoduje redukcję obrotów nawet o 40 proc. Litwa nie boi się Rosji, bo nie importuje już stamtąd ani gazu, ani prądu. Zdenerwowany i zdezorientowany Kreml już sam nie wie, co robić. Wyprzedza nawet unijne sankcje, zakręcając kurek z gazem najbardziej lojalnym krajom Unii, kupującym błękitne paliwo w rublach – Niemcom, Austriakom czy Włochom. Przyspieszy to odwrót Europy od splamionych krwią rosyjskich węglowodorów. Natomiast Rosja będzie dryfować dalej w stronę izolacji na wzór Korei Północnej czy Iranu, aż do swojego rozpadu.
Tomasz Teluk
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)