Zbigniew Kuźmiuk
Podczas szczytu NATO w Madrycie przyjęto deklarację, w której znalazło się sformułowanie forsowane przez wiele tygodni przez Polskę „że Rosja jest największym i bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa sojuszników oraz dla pokoju i stabilności w obszarze euroatlantyckim”.
W tej sytuacji przywódcy 30 krajów członkowskich zdecydowali o wzmocnieniu wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego i zaproszeniu Finlandii oraz Szwecji do członkostwa.
W Polsce (w Poznaniu) zostanie ulokowane Dowództwo V Korpusu armii USA, jedyne takie poza Stanami Zjednoczonymi, jak podkreślił prezydent Andrzej Duda, to decyzja o którą zabiegaliśmy od dawna.
I dodał „po raz pierwszy w historii NATO, na jego wschodniej flance zostaje ustanowiona stała obecność armii amerykańskiej w postaci wysuniętego dowództwa V Korpusu Armii Stanów Zjednoczonych”.
We wspomnianej deklaracji także na wniosek Polski, znalazło się stwierdzenie, „że państwa, które w sposób szczególny są zaangażowane we wsparcie dla Ukrainy, mają także szczególne wsparcie ze strony NATO, odpowiednio do rodzaju ich zaangażowania”.
Jak podkreślił na zakończenie szczytu w Madrycie, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego (BBN) Paweł Soloch, w ten sposób „wszystkie główne” polskie oczekiwania zostały spełnione.
To, że te zapisy nie będą się podobały Rosji, czy Chinom (w deklaracji znalazł się również zapis, że stanowią wyzwanie dla NATO), tego należało się spodziewać ale okazało, że nie podobają się one także Donaldowi Tuskowi.
Jeszcze przed zakończeniem szczytu Tusk zwołał konferencje prasową w Senacie podczas której mówił, „że działania polskiej strony podczas szczytu są mało ambitne i mało podmiotowe, obiektywnie dzisiaj jesteśmy w gorszej sytuacji niż pół roku temu, jeżeli chodzi o nasze bezpieczeństwo”.
Od tych absurdalnych słów Tuska odciął się nawet były prezydent Aleksander Kwaśniewski, którego trudno zaliczyć do zwolenników obecnego prezydenta i rządu, powiedział „cóż więcej mogliśmy jeszcze osiągnąć, to pierwszy krok, będą kolejne zwiększające obecność amerykańskiej armii w Polsce”.
Tusk mówi o pogorszeniu bezpieczeństwa naszego kraju, a przecież doskonale wie, że jest to związane z inwazją Rosji na Ukrainę i pełnoskalową wojną jaka toczy się na terytorium tego kraju.
Polityka uległości wobec Rosji
Może gdyby jego rząd nie prowadził polityki uległości wobec Rosji (będziemy współpracować z Rosją taką jaka ona jest, mówił w Sejmie Tusk, już po napaści Rosji na Gruzję w 2008 roku i zajęciu i okupacji, dwóch regionów tego kraju: Osetii Południowej i Abchazji), a ostrzegał cały cywilizowany świat przed imperialnymi zapędami tego kraju, jak to robił ówczesny prezydent Lech Kaczyński ,nie byłoby zajęcia w 2014 roku przez Rosję ,Krymu oraz Doniecka i Ługańska.
Gdyby jako przewodniczący przez 5 lat Rady Europejskiej, nie wspierał na forum instytucji unijnych z całych sił prorosyjskiej polityki Angeli Merkel, która wspierając Rosję w budowie Nord Stream 2 i korzystając rozmachem z przesyłu wcześniej oddanym Nord Stream1 gazu z Rosji, bardzo mocno „futrowała finansowo” ten reżim.
Jeszcze w 2019 roku ówczesny prezydent USA Donald Trump, mówił wprost do Angeli Merkel o jej polityce wobec Rosji „jeżeli chcecie żebyśmy Was bronili przed bestią, to dlaczego ją karmicie”.
Miał na myśli wielkie zakupy surowców energetycznych jakie kraje Europy Zachodniej dokonywały w Rosji i dostarczenie do jej budżetu dziesiątków miliardów euro, które Rosja następnie przeznaczała na zbrojenia.
Wystarczyło słuchać przestróg prezydenta Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Trumpa, którzy ostrzegali przed Rosją i niemiecką polityka uległości wobec tego kraju, forsować odpowiednie rozwiązania na poziomie UE, byłoby mniej pieniędzy dla Rosji i trudniej byłoby się jej przygotować do wojny z Ukrainą.
Było nie twierdzić publicznie, „że przywództwo Niemiec w UE jest błogosławieństwem”, tylko twardo przeciwstawiać się skrajnie prorosyjskiej polityce Merkel, wtedy na pewno Polska byłaby bardziej bezpieczna.