Zbliża się moment wyboru technologii i wykonawcy pierwszej elektrowni atomowej w naszym kraju. Gdyby rozpoczęto jej budowę po podjęciu takiej decyzji przez rząd Platformy Obywatelskiej, byłaby już gotowa i kosztowałaby 100 mld zł. Dziś za podobną konstrukcję zapłacimy dwa razy więcej i poczekamy na nią kolejną dekadę.
W 2009 r. podjęto decyzję o budowie w Polsce elektrowni jądrowej. Rząd PO-PSL powołał odpowiednie spółki. Na czele jednej z nich stanął Aleksander Grad, były minister skarbu. Po pierwszych pięciu latach działalności spółka nie zdołała nawet wyłonić potencjalnej lokalizacji tej inwestycji. Mnożyła za to koszty na wynagrodzenia, badania, ekspertyzy.
Program Polskiej Energetyki Jądrowej był jedną z największych porażek rządu Donalda Tuska. – Prąd z polskiej elektrowni jądrowej powinien popłynąć w 2020 r. – obiecywał wtedy Tusk. W 2019 r., a więc 10 lat po rozpoczęciu programu, gdy elektrownia jądrowa powinna już być przygotowywana do rozruchu, projekt nawet nie ruszył. Powołana w 2010 r. firma PGE EJ 1 pochłonęła już 447 mln zł, w tym 100 mln zł na same wynagrodzenia w latach 2010–2018.
Dobra zmiana w energetyce
Budowa pierwszej polskiej siłowni jądrowej za czasów rządów Platformy Obywatelskiej stała się więc synonimem niegospodarności i nieudolności. Zmiana nastąpiła w czasie, gdy ministrem klimatu był Michał Kurtyka, który naciskał na rząd w sprawie przejścia energetyki zawodowej z wysokoemisyjnej na niskoemisyjną. Kurtyka zwracał też uwagę na kwestie bezpieczeństwa energetycznego. Atom wypełniał tę rolę, zapewniając dostęp do taniej, lokalnej energii, uniezależniając nas od surowców z Rosji. Kurtyka intensywnie zabiegał też, aby na forum unijnym uznać energetykę jądrową za ekologiczną, z czym walczyli Niemcy.
W rezultacie rząd przyjął program budowy pierwszych bloków elektrowni. Rządowy projekt zakłada uruchomienie sześciu bloków energetycznych o łącznej mocy do 9 GW, najpóźniej do 2040 r. Siłownie mają być oddawane co dwa lata. Jeszcze dekadę temu inwestycję można było zamknąć w kwocie 100 mld zł, dziś mówi się o 184 mld zł. Faktycznie mogą to więc być koszty nawet dwukrotnie wyższe niż przed dziesięcioma laty.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad ujawniła ostatnio plany dotyczące budowy nowych dróg w rejonie Lubiatowo-Kopalino. Właśnie tam stanie pierwsza polska elektrownia atomowa. Nadmorska gmina Choczewo będzie mogła liczyć na liczne inwestycje strukturalne.
Toczy się także rywalizacja o wybór technologii, w jakiej będzie budowana elektrownia. W ciągu najbliższych dni swoją ofertę przedstawią Amerykanie. Wystąpi z nią rząd USA, który będzie wspierał firmę Westinghouse. W ciągu dwóch dekad z atomu ma pochodzić nawet 1/3 polskiej energii elektrycznej. Prawdopodobnie oferta Westignhouse będzie dotyczyć reaktorów AP1000. Wówczas siłownia mogłaby powstać w ciągu dekady.
Wcześniej ofertę złożyli Koreańczycy. Firma Korea Hydro & Nuclear Power chciałaby zbudować sześć reaktorów APR1400 o mocy 8,4 GW w takim samym terminie. W grze są także Francuzi, jednak monopolista EdF nie jest uważany za faworyta ze względów politycznych. Francja posiada zbyt daleko idące związki gospodarcze z Rosją, co uwypukliła wojna na Ukrainie.
Gospodarcze koło zamachowe
Inwestycja przyniesie naszemu krajowi same korzyści. Oprócz rozwiązania głównych problemów energetycznych dzięki zapewnieniu źródła bezemisyjnej i taniej energii powstaną nowe miejsca pracy, a gospodarka otrzyma paliwo do dodatkowego wzrostu. Polski Instytut Ekonomiczny zakłada, że inwestycje wygenerują dodatkowy 1 proc. wzrostu PKB i spowodują powstanie 40 tys. dodatkowych miejsc pracy.
Ekonomiści porównali doświadczenia Stanów Zjednoczonych, Francji i Korei Południowej. Impuls dla rynku pracy to nie wszystko. Analitycy spodziewają się także wyższych wpływów podatkowych z CIT, PIT i podatków od nieruchomości. Coraz większy popyt na energię elektryczną zostałby zabezpieczony, co wpłynęłoby pozytywnie na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.
Według kalkulacji koszt energii jądrowej jest nawet czterokrotnie niższy od energii pozyskiwanej ze spalania węgla kamiennego. Rząd spieszy się z przyjmowaniem odpowiednich przepisów prawnych. Wszystkie mają na celu skrócenie procesu administracyjnego, uproszczenie formalności i obniżenie kosztów.
Głównymi powodami, dla których tak ważne jest budowanie nowych źródeł energii, są dynamiczny wzrost kraju, zwiększający się popyt na energię elektryczną i konieczność zapewnienia stałych, stabilnych dostaw. Polska jest jednym z najszybciej rozwijających się państw UE, a to generuje zapotrzebowanie na nowe moce. Szacuje się, że popyt zwiększy się dwukrotnie do 2050 r. Kilka procent wzrostu PKB rocznie, wzrastające moce produkcyjne i coraz większa konsumpcja wymagają po prostu większej ilości energii. Kolejne czynniki przemawiające za inwestycją są oczywiste. Narzucana przez Brukselę dekarbonizacja gospodarki i konieczność uniezależniania się do importu z Rosji powodują, że wybór energetyki jądrowej jest najlepszym rozwiązaniem.
Atom dla bezpieczeństwa kraju
Na świecie działa obecnie ponad 440 reaktorów jądrowych, funkcjonujących w 32 krajach globu. W trakcie budowy jest 50 kolejnych, a w dalszych planach jest ponad 100. Udział energii uzyskiwanej z atomu w koszyku energii oscyluje wokół 10 proc. Łączna liczba wytworzonego w ten sposób prądu przekracza 2,5 tys. TWh. Od 2010 r. liczba, moc i produkcja reaktorów stale wzrastają. Polska przespała jednak ten okres. W Europie większość liczących się państw korzysta już z tego rodzaju technologii. Światowymi liderami energetyki jądrowej są USA, Francja, Chiny, Rosja i Japonia. W europie oprócz Francuzów (56 reaktorów jądrowych) ze swoich siłowni korzystają także Ukraińcy (15), Brytyjczycy (12), Belgowie, Niemcy, Szwedzi, Czesi, Szwajcarzy, Finowie, Węgrzy, Słowacy, Bułgarzy, Białorusini i Słoweńcy. Oprócz technologii istotny jest dostęp do paliwa: wzbogaconego uranu. Największymi producentami tego surowca są Kanada, Australia, Kazachstan, Rosja, Namibia, Nigeria i Uzbekistan.
Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Chiny i Rosja są więc głównymi graczami w sektorze. Jeśli chodzi o rozwiązania technologiczne, najbardziej zaawansowane są technologie amerykańskie, koreańskie i francuskie. Spośród nich będzie wybierać strona polska. Nasz kraj zainteresowany jest reaktorami generacji III+, które mogą działać 60–80 lat. W większości są to reaktory wodnociśnieniowe w technologii PWR lub z wrzącą wodą typu BWR. Oba typy mają bardzo duży margines bezpieczeństwa aktywnego i pasywnego. Chłodziwem jest lekka woda. W reaktorach zbiornikowych rdzeń jest zamknięty w bardzo wytrzymałym stalowym zbiorniku. W PWR występują dwa obiegi chłodziwa, a w BWR – jeden. Plusem jest także to, że obie konstrukcje wykorzystują bardzo słabo wzbogacony uran, izotop U235 wzbogacany na poziomie 2–5 proc.
Oprócz tradycyjnych wielkich siłowni Polska będzie inwestować w małe reaktory modułowe typu SMR. Szczególnie zainteresowane tą technologią są wielkie koncerny przemysłowe i energetyczne: Synthos, ZE PAK, KGHM, PKN Orlen i Tauron. Jest to innowacyjna technologia, która może zrewolucjonizować energetykę jądrową. Mniejsze inwestycje wymagają mniejszych nakładów. Łatwiej je także dywersyfikować. W Polsce obie technologie będą komplementarne i to na nich będzie się opierało bezpieczeństwo energetyczne państwa i gospodarki.
Tomasz Teluk
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org).