Rosyjska napaść na Ukrainę trwa już trzeci miesiąc. Obecnie głównym obszarem walk jest wschodnia część kraju. Ukraińscy dowódcy muszą jednak mieć także na uwadze zachodnią granicę. Wszystko przez tzw. Naddniestrze, czyli Naddniestrzańską Republikę Mołdawską. W nieuznawanym na arenie międzynarodowej separatystycznym quasi-państwie stacjonuje ok. 1,5 tysiąca rosyjskich żołnierzy, co siłą rzeczy może budzić niepokój. Wiele wskazuje, że nie należy przeceniać ich roli. Niewielka liczba wojsk i używany przez nie przestarzały sprzęt pozwalają co najwyżej na działania dywersyjne o ograniczonej skali. Warto jednak mieć świadomość, jaki jest ich potencjał.
Alarmy bombowe w szkołach i budynkach administracji publicznej, próby podpaleń komisji wojskowej i składu paliw, wysadzenie wieży telewizyjnej – to zaledwie kilka zdarzeń, do których doszło na przestrzeni ostatnich tygodni na terenie separatystycznego Naddniestrza. Od początku wojny pojawiały się obawy, że zbuntowana republika zostanie wykorzystana przez Rosjan. Przewidywano, że wojska Putina będą chciały utworzyć korytarz wzdłuż wybrzeża do tego obszaru. Z Naddniestrza miały też zostać przeprowadzone ataki w stronę Odessy. Jak na razie te przypuszczenia się nie sprawdziły, bo Rosjanie utkwili kilkaset kilometrów na wschód. Wciąż jednak należy liczyć się ze stacjonującym tam wojskiem, które może na różne sposoby starać się destabilizować sytuację.
Ukraińcy od początku konfliktu brali pod uwagę zagrożenie ze strony separatystycznej republiki. Na początku marca wysadzono np. most na granicy, aby utrudnić ewentualny transport z tego kierunku. Do tej pory w Naddniestrzu najwięcej działo się pod koniec kwietnia. Właśnie wtedy doszło do eksplozji w „stolicy” Naddniestrza, Tyraspolu. Wybuch nastąpił też we wsi Parkany, w której stacjonuje na co dzień tamtejsze wojsko. Dzień później wysadzono wieżę telewizyjną w miejscowości Maiac. Mołdawskie i ukraińskie służby nie miały wątpliwości, że za wszystkimi tymi incydentami stała Rosja. Niestety, możemy mówić o eskalacji, gdyż na początku maja mołdawskie służby informowały o strzałach na granicy naddniestrzańsko-ukraińskiej. Działo się to w miejscu, w którym dwa miesiące wcześniej został wysadzony most.
Na szczęście Rosjanie nie dysponują w Naddniestrzu na tyle dużymi siłami, żeby można było planować jakikolwiek większy atak z tego kierunku. Tamtejszy kontyngent liczy ok. 2000 żołnierzy (źródła podają różne liczby, jednak różnice nie są znaczące), którzy rekrutują się w większości spośród lokalnej ludności. Siły naddniestrzańskie szacuje się na 7500 żołnierzy i 25000 rezerwistów. Na ich wyposażeniu jest nieco ciężkiego sprzętu, takiego jak kilkanaście czołgów T-64 czy kilka helikopterów Mi-8. Ich wartość bojowa nie jest wysoka. Na terenie zbuntowanej republiki znajdują się też magazyny z bronią pamiętające czasy ZSRR. Istnieje jednak spora szansa na to, że przez minionych 30 lat zostały one rozszabrowane. Wskazują na to chociażby braki w wyposażeniu obserwowane od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Od 2014 roku Mołdawia i Ukraina blokowały próby transportu sprzętu czy rotację żołnierzy. Jakby tego było mało, eksperci wskazują na niskie morale tamtejszych wojsk. Ich wykorzystanie byłoby zapewne możliwe w momencie, gdyby Rosja osiągała na froncie sukcesy, takie jak np. przebicie do Naddniestrza lądowego korytarza. W obecnej sytuacji na zdobycie Odessy nie ma jednak szans, dlatego też pozostaje im czekać. Atmosfera podgrzewana jest jedynie kolejnymi tajemniczymi wybuchami, które mają za zadanie dać mieszkańcom poczucie ciągłego zagrożenia. Tego typu incydentów z pewnością może być więcej. Należy tu postawić pytanie, jaki jest długofalowy cel tych działań. Warto też zastanowić się, jak w kontekście obecnych wydarzeń zmieni się Naddniestrze.
Separatystyczna republika uchodzi za prorosyjski skansen ZSRR. Wybuch wojny na Ukrainie ostudził jednak nieco emocje. Wymowny jest choćby brak uznania dla separatystycznych republik na wschodzie Ukrainy. Powodów takiego obrotu spraw można dopatrywać się składzie etnicznym Naddniestrza, gdzie zaledwie 29,1% stanowią Rosjanie. Kolejnymi najbardziej licznymi grupami są Mołdawianie (28,6%) i Ukraińcy (22,9%), zaś 14% mieszkańców nie określiło swojej narodowości. Za bardziej prozachodnim kierunkiem stoi też biznes. Niemal 40% eksportu trafia obecnie na rynki Unii Europejskiej, natomiast odpowiednio 28 i 20% do Mołdawii i Ukrainy. Udział Rosji to zaledwie kilka procent. Być może w najbliższych latach będziemy świadkami politycznych zmian na terenie separatystycznej republiki.
Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.