Wszystko zaczęło się słów Stalina, że należy mu się kusok germańskoj ziemli i port na Bałtyku, który zimą nie zamarza. Powiedział to, gdy Wielka Trójka radziła o podziale świata po II wojnie światowej. I tak też się stało.
Napad Rosji na Ukrainę po raz kolejny wywołał temat rosyjskiej enklawy – wykrojonej części z byłych Prus Wschodnich, wciśniętej pomiędzy Polskę i Litwę. Dzisiaj Obszar Obwodu zamieszkuje wg oficjalnych statystyk około miliona mieszkańców. Obszar według rosyjskiej logiki pełni przede wszystkim funkcje wojskowe i jest tam rozmieszczona broń jądrowa. Ta najdalej na zachód wysunięta część Federacji Rosyjskiej ma szachować militarnie sąsiadów – Polskę, Litwę, Skandynawię i Europę Środkową. W Związku Sowieckim Obwód stanowił zamkniętą strefę i nawet obywatele sowieccy musieli mieć specjalne pozwolenie, aby tam przyjechać z głębi Kraju Rad.
Koncepcje były różne
Po rozpadzie Związku Radzieckiego zaczęły pojawiać się różne scenariusze dalszego losu tej szczególnej części największego państwa świata. Oficjalny kurs Kremla jest jednak zawsze taki sam: Obwód Kaliningradzki to część Federacji Rosyjskiej i koniec dyskusji.
Ale przypomnijmy kilka pomysłów, które pojawiały się w niezobowiązujących debatach:
— Oddanie Kaliningradu Niemcom, a najlepiej sprzedanie za dobrą cenę. Przy tej koncepcji funkcjonowała ciekawa anegdota. Podobno temat był w latach dziewięćdziesiątych poruszony na najwyższym szczeblu kontaktów Niemcy – Rosja. Ze strony przedstawicieli Kremla miała paść niezobowiązująca oferta sprzedaży Obwodu za gigantyczną kwotę liczoną w dziesiątkach miliardów ówczesnych marek. Niemcy mieli odpowiedzieć, że nawet gdyby mieli dostać od Rosji dwa razy tyle – nie są zainteresowani tym obszarem.
— Kaliningrad jako Hong-Kong północy. Tak jak chińsko-brytyjski wzorzec, Kaliningrad miałby być rosyjskim oknem na świat, obszarem działającym na specjalnych warunkach finansowo-administracyjnych: otwartym na kapitał, przedsiębiorców, wielkie interesy. Pomysł jak zawsze ugrzązł w rosyjskiej rzeczywistości.
— Realizacja teorii swoistej konwergencji w praktyce. Zakładano mianowicie że, że poprzez wzmożone kontakty, otwartość, budowanie relacji, transfer korzyści handlowo-usługowych uda się Obwód zeuropeizować, a jego obywateli przekonać, że na Zachodzie żyje się dobrze i warto, aby Rosja zmieniła się i dostosowała do Europy. Pojawiło się wiele programów, zachęt do budowania wspólnych przedsięwzięć. Miały one na celu wciągniecie liderów obwodowej społeczności w obieg mechanizmów współpracy międzynarodowej. W działania bardzo chętnie włączała się Unia Europejska. Na początku był entuzjazm, wielkie plany, szerokie pomysły, konferencje, spotkania, dyskusje. Przygraniczne samorządy nawiązywały kontakty, działacze odwiedzali się wzajemnie. Liczono, że w ten sposób „drożdże wolności i demokracji” wprowadzą zdrowy ferment w kaliningradzką rzeczywistość. Symbolicznym podsumowaniem tego kierunku działania była historia biura współpracy utworzonego przez Zarząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego w Kaliningradzie. Miało ono budować kontakty, relacje, współpracę gospodarczą, społeczną, kulturalną i sportową. Po kilku latach biuro zamknięto, bo jego działalność nie przynosiła żadnych efektów.
— Swój, autorski pomysł, na Kaliningrad przedstawił w latach dziewięćdziesiątych SLD-owski wojewoda Janusz Lorentz. Zabiegał, aby na granicy utworzyć specjalną strefę wolnocłową. Polska i Rosja przekazałyby do niej po kawałku przylegającego do siebie terytorium. Od strony Rosji i od strony Polski można byłoby tam swobodnie wjeżdżać, wwozić i wywozić bez cła towary, no i oczywiście można by tam prowadzić wielkie polsko-rosyjskie interesy. Takiego biznesu pozazdrościłby nam cały świat. Jednak nikt nie traktował tej idei poważnie. Mimo wszystko pogranicze polsko-rosyjskie to nie granica między Chinami a Kazachstanem, gdzie istnieje podobna strefa.
Działania spontaniczne i lokalne biznesy
Generalnie zawsze chodziło o to, aby w Obwodzie stworzyć specjalne, korzystniejsze warunki działalności, zwolnienia i ulgi. Różni spece od gospodarki pytani, dlaczego nie można robić interesów w normalnych, obowiązujących w Rosji ramach prawnych, finansowych i społecznych, odpowiadali rozczulająco prosto: bo się nie opłaca.
Mimo wszystko, wielu próbowało robić interesy w Kaliningradzie. Na przykład na początku lat dziewięćdziesiątych do Olsztyna z Obwodu masowo przywożono chleb. Robiła to jedna z post-pezetpeerowskich spółek. Inny sprytny przedsiębiorca korzystając z ówczesnego kursu dolara do rubla wykupił praktycznie po cenie złomu, dostępne w Kaliningradzie ciężkie maszyny budowlane i części do nich. Sprzedał wszystko w Polsce w Polsce i zarobił krocie. Polacy obsiewali w Kaliningradzie pola, prowadzili produkcję, próbowali korzystać z portu, sprowadzać przez Kaliningrad węgiel. Pewien znany hotelarz z pewnym znanym lekarzem wymyślili, że będą robili turystykę medyczną i jeszcze dostaną na to pieniądze z Sejmiku Województwa i Unii. Na planach i projektach się skończyło.
O biznesach robionych w Kaliningradzie warto byłoby napisać książki i nakręcić kilka filmów. Szkoda, że nikt się za to nie bierze. Odpowiedź na pytanie, dlaczego nie udaje się zbudować trwałych, opartych na zdrowych, biznesowych zasadach relacji z Kaliningradem wynika z praktyki. W Kaliningradzie tak jak w całej Rosji metr wcale nie ma stu centymetrów: może mieć w miarę potrzeb 94 albo 108 centymetrów.
My jesteśmy w NATO i UE i funkcjonujemy w świecie Zachodu. Rosja tworzy swój świat, z którym nasz porządek, wartości, zaufanie do prawa i zawartych umów oraz własności prywatnej i szacunek do człowieka jest dekadencką fanaberią wywołującą uśmiech zdziwienia i politowania.
Paliwo, papierosy, wódka
Oczywiście prosta wymiana handlowa przynosiła korzyści. Rosjanie masowo kupowali w przygranicznych sklepach, szczególnie w sieciówkach. Bogatsi odwiedzali hotele, restauracje, droższe sklepy. Masowy przemyt paliwa, papierosów i alkoholu rozkwitł w najlepsze. Zorganizowane gangi deprawujące mieszkańców przez wciąganie w przestępczą działalność, stały się codziennością życia na terenach przygranicznych. Otworzyło to katastrofalną społecznie mentalność życia w świecie, gdzie dochód zależał od ilości kursów wykonanych przez granicę. Mrówki zarabiały na przeżycie, a prawdziwe zyski trafiały do kieszeni hersztów grup przemytniczych. Budżetu państwa też na tym procederze tracił miliardy złotych. To był jeden z kosztów wprowadzenia bezwizowego małego ruchu granicznego Polska-Rosja. W szczytowym okresie w ciągu roku notowano około 6 mln przejść granicy w obie strony. Gdy zniesiono mały ruch, liczba przekroczeń granicy zmniejszyła się do 4 milionów rocznie.
Co dalej z Kaliningradem
Czy może dojść do zmiany statusu Kaliningradu i przestanie on być częścią Federacji Rosyjskiej? Wielu powie, że stawianie takich pytań jest niedorzeczne. Inni, że takie dywagacje mogą tylko drażnić Kreml i dawać mu pretekst do twierdzenia o agresywnych planach Polski i NATO wobec Rosji.
Jak uczy doświadczenie pasywne patrzenie na historię jest błędem. Na Ukrainie toczy się wojna, która zmienia pozycję Federacji Rosyjskiej. Skutki napaści na Ukrainę są coraz bardziej dotkliwe w każdej sferze. Dzisiaj Rosja walczy z połową świata. Niszczy swój potencjał i degraduje status światowego mocarstwa. Staje się symbolem bandytyzmu i bezmyślnego okrucieństwa w stosunku do narodu ukraińskiego. Z drugiej strony żąda zniesienia sankcji. Może więc warto zapowiedzieć całkowitą blokadę Kaliningradu, do czasu wycofania się Rosji z Ukrainy?
Napaść na Ukrainę wywołał też głębokie skutki w sferze religijnej. Ukraińska Cerkiew Prawosławna Patriarchatu Moskiewskiego traci wiernych, a nawet 836 parafii przeszło do Cerkwi Prawosławnej Ukrainy, która jednoznacznie wspiera państwo ukraińskie i zgodnie z prawem kanonicznym jest całkowicie niezależna od Patriarchatu Moskiewskiego. Oczywiście takim decyzjom pomaga postawa zwierzchnika Cerkwi Moskiewskiej, który wspiera zbrodnie Putina dokonywane na Ukrainie.
Międzynarodowy protektorat na Kaliningradem?
Są dwa warunki konieczne, aby doprowadzić do zmiany statusu Kaliningradu. Pierwszy, to upadek Rosji. Stan, w którym straci ona kontrolę nad swoim terytorium, zbankrutuje lub będzie temu bliska. Drugi, to wola naszych sojuszników (bez względu na to jak dzisiaj ich zachowanie oceniamy) do podjęcia tego tematu.
Jeżeli dojdzie do wyciągnięcia konsekwencji za wywołanie przez Kreml wielkiej światowej i bardzo kosztowniej, zbrodniczej awantury wówczas należałoby ten temat Rosji zgłosić. Międzynarodowy protektorat na Kaliningradem, może być takim rozwiązaniem. Oczywiście Polska i Litwa musi pamiętać, że wojna toczy się o niepodległą Ukrainę, a zmiana statusu Kaliningradu może stać się jej elementem tylko przy zaistnieniu szeregu okoliczności.
Inny scenariusz: w wyniku wojny na Ukrainie Moskwa wpada w konwulsje ekonomiczne, polityczne i narodowościowe – takie jak przy upadku Związku Sowieckiego. Przyciśnięta do muru godzi się na utratę kontroli nad Kaliningradem w zamian za pomoc w utrzymaniu przy życiu Federacji Rosyjskiej.
Bardzo natomiast ostrzegałbym przed bezpośrednim i samodzielnym angażowaniem się Polski i Litwy w tworzenie nad Pregołą nowej rzeczywistości. Tam jest około miliona mieszkańców i czy mamy dla nich ofertę?
Doskonale zdaje sobie sprawę, że jest to podręcznikowe dzielenie skóry na niedźwiedziu. Jednak jeszcze raz podkreślę: napad Rosji na Ukrainę uruchomił mechanizmy, które Rosję osłabiają, choć dziś nie wiemy do jakiego stopnia. Na pewno czas Rosji jako supermocarstwa walczącego ze Stanami Zjednoczonymi o przewodzenie światu już się skończył. Rosja przegrywa z wolnym światem, a my mamy w tym swój udział i ponieśliśmy gigantyczne ofiary, aby zagrożenie ze strony Moskwy odsunąć. Zmiana statusu Kaliningradu byłaby ważnym tego elementem.
Z racji różnych obowiązków, wielokrotnie bywałem w Kaliningradzie. Najbardziej radosnym przeżyciem był zawsze powrót do Polski. A po przekroczeniu granicy: obsiane, odpowiednio uprawiane pola, dobrze utrzymane stada pasących się leniwie krów, bogate gospodarstwa, zadbane lasy, porządek i solidność w mijanych miasteczkach, brak wszechobecnej milicji i innych służb mundurowych. I krzepiąca świadomość, że jestem u siebie, w gospodarnej, wolnej Polsce.
Jerzy Szmit
Polski polityk, publicysta, samorządowiec, były marszałek województwa warmińsko-mazurskiego, senator VI kadencji, poseł na Sejm VII kadencji.