Izabela Kloc
Drogie samochody, niedostępne mieszkania, pogorszenie się cywilizacyjnych standardów życia – pakiet Fit for 55 najmocniej uderzy w młode, wchodzące w dorosłość pokolenie. Ostatnie głosowania w Parlamencie Europejskim nie pozostawiają złudzeń. Szkoda, że wielu polskich europosłów firmuje tę pseudo-klimatyczną szopkę.
Czym jest Zielony Ład?
Najwyższy czas, aby nazywać rzeczy po imieniu. Zielony Ład był, a raczej jest jednym z elementów rozpisanej na dekady polityczno-gospodarczej współpracy między Niemcami i Rosją. Siłą rzeczy, została w ten deal wciągnięta cała Unia Europejska. Ostatnie głosowania w Parlamencie Europejskim dowodzą, że łatwo nie wyrwiemy się z tej pajęczyny choć ziarno niepokoju wśród unijnego „betonu” zostało zasiane. Ósmego czerwca pod obrady Parlamentu Europejskiego trafiły trzy kluczowe projekty pakietu Fit for 55: reforma systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla ( ETS), mechanizm dostosowywania cen na granicach z uwzględnieniem emisji dwutlenku węgla (CBAM) oraz Społeczny Fundusz Klimatyczny (SCF).
CBAM, prościej nazywany przez media cłem od śladu węglowego, może stać się jednym z ważniejszych narzędzi do wzmocnienia konkurencyjności i niezależności unijnej gospodarki. Obszar naszej wspólnoty zalewa import z krajów, gdzie nie obowiązują – tak jak w Unii Europejskiej – restrykcje środowiskowe. Produkcja bez klimatycznych danin jest tańsza i wypiera z rynku europejskie towary. Jeśli ten proceder nie zostanie ukrócony albo uporządkowany, czeka nas exodus firm, zwłaszcza z branż energochłonnych. To zjawisko, znane jako „ucieczka emisji” już występuje i dodatkowo pogłębia kryzys unijnej gospodarki. CBAM, jako forma podatku od importu, zadziała skutecznie tylko wtedy, kiedy pójdzie w parze z mechanizmami stymulującymi rozwój rynku wewnętrznego. Takim kołem ratunkowym dla unijnego, energochłonnego przemysłu są bezpłatne uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w ramach systemu ETS.
Bój w PE
W Parlamencie Europejskim, w komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (ITRE) byłam sprawozdawcą projektu opinii dotyczącej CBAM.
Udało mi się przekonać nie tylko moich kolegów z Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ale także europosłów z innych grup politycznych, aby stopniową rezygnację z bezpłatnych uprawnień do emisji dwutlenku węgla w ramach systemu ETS rozpocząć dopiero w 2028 roku. Niestety, nie był to jedyny punkt widzenia. Swój raport przygotowała także komisja Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI). Jest to gremium zdominowane przez ekologicznych radykałów, domagających się rezygnacji z systemu bezpłatnych uprawnień do emisji CO2 już od 2026 roku. Podczas głosowania klimatyczni radykałowie sądzili, że mogą zignorować rekomendacje ITRE. Tymczasem okazało się, że większość na sali plenarnej popiera nasze poprawki. W tej sytuacji zielona lewica przeforsowała ponowne skierowanie raportów do komisji. Kolejne posiedzenie Parlamentu Europejskiego w tej sprawie odbyło się w dwa tygodnie później. W stosunku do pierwotnych planów przygotowano kilka kosmetycznych, niewiele znaczących poprawek. To wystarczyło, aby złamać kręgosłupy europosłom, m.in. z Europejskiej Partii Ludowej, gdzie zasiada silna polska reprezentacja z PO i PSL.
W mediach pojawiły się komentarze prominentnych polityków tych ugrupowań, w tym Jerzego Buzka i Adama Jarubasa. Aż przykro było czytać. Za czym głosowała europejska szpica polskiej opozycji? Przede wszystkim europarlament chce rozszerzyć zakres systemu ETS na transport i budynki. Czym to grozi najlepiej widać na przykładzie przemysłu energochłonnego. Uprawnienia do emisji drożeją do absurdalnego, spekulacyjnego poziomu, co jest główną przyczyną podwyżek cen prądu. Płacą za to odbiorcy końcowi, czyli gospodarka i ludzie. W pakiecie kosmetycznych poprawek przyjętych w drugim głosowaniu przez europarlament znalazło się ograniczenie dostępu do rynku ETS dla instytucji finansowych, które kupują uprawnienia jedynie w celu generowania zysków. I co z tego skoro nie uwzględniono poprawki Grupy EKR dającej Komisji Europejskiej prawo podejmowania konkretnych działań zapobiegających niebezpiecznym wahaniom cen ETS.
Bez tego zaworu bezpieczeństwa będziemy świadkami dalszej cenowej huśtawki na rynku uprawnień do emisji.
Wprowadzenie opłat za uprawnienia do emisji dwutlenku węgla w sektorach transportu i budynków mieszkalnych uruchomi ten sam mechanizm. Ktoś zarobi na tym gigantyczne pieniądze, ale zapłacą za to odbiorcy końcowi, czyli mieszkańcy w stawkach za czynsz i ogrzewanie oraz użytkownicy samochodów w rachunkach za paliwo albo nowe elektryczne auta. W ubiegłym roku Polski Instytut Ekonomiczny dokonał szacunkowej analizy kosztów wprowadzenia tych regulacji w latach 2025-2040. Kwota powalają na kolana.
Europejczycy mogą zapłacić za ten eksperyment nawet 1,1 biliona euro!
Tyle pieniędzy chcą z naszych kieszeni wyciągnąć ideolodzy Zielonego Ładu i pakietu Fit for 55. Jak ironia brzmią zapewnienia Komisji Europejskiej, że skutki „reform” złagodzi wprowadzenie Społecznego Funduszu Klimatycznego. Na razie zaproponowano na ten cel niecałe 17 mld euro, co jest śmieszną kwotą w porównaniu z szacowanymi kosztami, jakie mogą ponieść ludzie. Teoretycznie Polska ma być największym beneficjentem Funduszu, ale obok tej marchewki jest też kij. Europosłowie przegłosowali mechanizm praworządności, pozwalający Komisji Europejskiej zawiesić płatności, jeśli jakiś kraj nie spełni ideologiczno-politycznych zachcianek Brukseli.
Sytuacja groźna z co najmniej dwóch powodów
Uporczywe trzymanie się pakietu Fit for 55 opóźni i utrudni odłączenie się Unii Europejskiej, a zwłaszcza Niemiec od surowcowej kroplówki z Rosji. Sprawi to, że latami będą się ciągnąć problemy energetyczne, które są głównym powodem niezdecydowanej postawy unijnych liderów wobec Kremla. Kanclerz Olaf Scholz straszy nas atomowym arsenałem Rosji, choć tak naprawdę nie tego się boi. Niemcy zbyt dużo pieniędzy i politycznego kapitału zainwestowali w Zielony Ład, którego Putin jest żyrantem, aby teraz chcieli się z tego wycofać. Kto za to zapłaci? Polityka klimatyczna bazuje na buncie, emocjach, idealizmie i bezkompromisowości głównie młodych pokoleń. Za chwilę ta rewolucja pożre swoje dzieci.
Pokolenie Grety Thunberg za kilka – kilkanaście lat zacznie wchodzić w dorosłość i nie będzie im łatwo.
Pakiet Fit for 55 podniesie koszty życia. Samochody, nie mówiąc już o mieszkaniach, staną się dobrami luksusowymi. Droga energia spowoduje, że życie będzie trudniejsze i droższe. Banki podniosą poprzeczkę zdolności kredytowej, a do łask wróci kąt u rodziców. Cofnie nas to cywilizacyjnie o całe pokolenia. Jeszcze dziś kreatywność młodych, ich przedsiębiorczość i potrzeba samodzielności są ważnym motorem społeczno-gospodarczego rozwoju. Jutro może być gorzej. Śmiejemy się z „bamboccioni”, czyli dorosłych mężczyzn bojących się dorosłości i siedzących latami rodzicom na karku. Pakiet Fit for 55 spowoduje, że ta włoskaprzypadłość może stać się europejską normą. Wrócimy do czasów wielopokoleniowych gospodarstw domowych, bo tak żyje się taniej.
To czarny scenariusz, ale nie musi się spełnić
Głosowania w Parlamencie Europejskim nie zamykają ścieżki legislacyjnej dla pakietu Fit for 55. Kolejnym etapem są rozmowy trójstronne z udziałem Parlamentu, Komisji i Rady Europejskiej. Na tym poziomie negocjacyjnym liczy się także opinia państw członkowskich. Z powodu rozbieżności podczas głosowań 8 czerwca i radykalizmu rozwiązań przyjętych dwa tygodnie później, głos Parlamentu Europejskiego straci na mocy. Jeśli chodzi o sprawy klimatu spora część europosłów kieruje się ideologią, ale szefowie rządów muszą twardo stąpać po ziemi, zwłaszcza teraz, kiedy sytuacja gospodarcza i polityczna zmierza w groźnym i niepewnym kierunku.Mówiąc sportowym językiem – w sprawie pakietu Fit for 55 piłka wciąż jest w grze. Ze swojej strony mogę zapewnić, że będę aktywną uczestniczką rozmówtrójstronnych. Trzeba zrobić wszystko, także wykorzystać słabość Parlamentu Europejskiego, aby powstrzymać marsz zielonych radykałów.
Izabela Kloc
Poseł do Parlamentu Europejskiego, Prawo i Sprawiedliwość.