Zbigniew Kuźmiuk
Wydawało się, że polityczne porozumienie pomiędzy przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen i polskim rządem, ale i Prezydentem RP Andrzejem Dudą w sprawie reformy Sądu Najwyższego, kończy długotrwały spór wokół reformy wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju.
Porozumienie z KE
Właśnie ustawa przygotowana przez prezydenta Andrzeja Dudę i uchwalona przez większość parlamentarną o Sądzie Najwyższym, weszła w życie, przestała istnieć Izba Dyscyplinarna, w jej miejsce powstaje Izba Odpowiedzialności Zawodowej, trwa zgłaszanie się sędziów do tej nowej izby, których powoła Prezydent RP, prowadzone są także intensywne działania, które pozwolą na jej szybkie uruchomienie i rozpoczęcie pracy. W ten sposób strona polska, wywiązuje się z politycznego porozumienia z KE i wydawało się, że po drugiej stronie przewodnicząca von der Leyen, która osobiście była zaangażowana w jego zawarcie, zrobi wszystko aby także ciało któremu przewodzi, skoncentrowało się na jego realizacji.
Atak Jourovej i Reynders
Niestety od kilkunastu dni z KE płyną sygnały, które w najwyższym stopniu mogą niepokoić, a wypowiedzi niektórych komisarzy odpowiedzialnych za szeroko rozumianą praworządność, brzmią jak zamierzone prowokacje wobec Polski. Już w momencie wejścia w życie znowelizowanej ustawy o Sadzie Najwyższym w Polsce na początku lipca wiceprzewodnicząca KE Vera Jourova, odpowiedzialna za wartości i przejrzystość (swoja drogą, ciekawa teka) na posiedzeniu komisji w PE, odpowiadając na pytanie, czy wypełnia ona warunki określone w polskim Planie Odbudowy stwierdziła „nie, nie wypełnia”. A przecież miesiąc wcześniej, kiedy do Polski przyjechała jej przełożona, przewodnicząca KE Ursula von der Leyen z komunikatem o pozytywnym zaopiniowaniu przez KE polskiego KPO, o żadnych mankamentach wspomnianej ustawy, nie mówiła.
Jeszcze mocniej zaatakował to porozumienie Didier Reynders komisarz d/s sprawiedliwości, który w wywiadzie dla niemieckiego „FAZ”, mówiąc o dalszym blokowaniu środków dla Polski w ramach KPO, powiedział „nie możemy udzielić Warszawie rabatu wojennego”. Tłumacząc swoje stanowisko, argumentował, że jeżeli Polska dostałaby szybko pieniądze KPO, to KE straciłaby wiarygodność, co jest w jawnej sprzeczności ze stanowiskiem przewodniczącej KE, która przecież na początku czerwca, zaakceptowała zawartość znowelizowanej ustawy o Sądzie Najwyższym. Reynders dodał jeszcze, że jego zdaniem „sędziowie musza mieć również możliwość kwestionowania statusu innych sędziów”, co oznacza że nie zna wyroku TSUE, który w marcu 2022 roku odmówił sędziom Izby Pracy SN w Polsce, prawa do podważania statusu innego sędziego, nazywając to odmową wymiaru sprawiedliwości. Komisarz d/s sprawiedliwości nie znający wyroków TSUE w tak zasadniczych sprawach i publicznie domagający się zmian w polskim prawie, które byłyby sprzeczne z rozstrzygnięciami TSUE, to jest jednak poważny sygnał do jego przełożonej Ursuli von der Leyen, o przywołanie swojego podwładnego do porządku.
Pożyteczni idioci Kremla?
Cynizm Jourowej, czy Reyndersa wobec Polski jest tym bardziej widoczny, bo ten ostatni mówi wprost o nieudzieleniu Warszawie „rabatu wojennego”, a więc mają świadomość jaką rolę odgrywa Polska we wspieraniu Ukrainy w jej wojnie z Rosją, zarówno tej humanitarnej i przyjmowaniu uchodźców wojennych ale także tej militarnej. Wiedzą, że Polska tak naprawdę, nie dostała na te wszystkie działania prawie żadnego wsparcia z budżetu UE, a cały ciężar tej pomocy finansuje z własnych środków, których wielkość sięga już kilku miliardów euro. A mimo tego, jak widać oboje szukają dziury w całym, atakują publicznie Polskę, w sytuacji kiedy cała KE nie zajęła w tej sprawie jeszcze stanowiska i tym samym robią „prezent Rosji”, która przy pomocy „wszystkich swoich aktywów”, próbuje osłabić Polskę, a wtedy łatwiej jej będzie odnosić sukcesy na wojnie z Ukrainą.
A więc, czy oboje komisarze, są tylko „pożytecznymi idiotami”, czy kimś więcej?