Marian Piłka
Proces dojrzewania, to przede wszystkim proces osiągania podmiotowości i możliwości decydowania o własnym losie. Dotyczy to zarówno jednostki jak i narodów. Dlatego dążenie do suwerenności, to nie tylko marzenie o wolności, ale przede wszystkim zdolność do samodzielnego rozpoznania swojej kondycji, samodzielnego decydowania o swoim przeznaczeniu i odpowiedzialności za własny los. Jest więc wyrazem dojrzałości i umiejętności korzystania z własnej wolności.
Ale dążenie do podmiotowości nie jest wbrew pozorom zjawiskiem powszechnym. W historii mieliśmy do czynienia ze zjawiskami wyzbywania się wolności czy też z postawami, które były faktyczną rezygnacją z własnej suwerenności i podmiotowości. Rzadko jednak manifestują się w „czystej” postaci. Dlatego takim ewenementem była manifestacja na Placu Zamkowym 10 października roku ubiegłego w sprawie nadrzędności prawa, a właściwie decyzji unijnych nad polskim porządkiem konstytucyjnym. Otóż konstytucja jest wyrazem podmiotowości każdego narodu i jego wolności. Manifestacja na rzecz władzy przez nas nie wybieranej, na którą mamy tylko iluzoryczny wpływ, była w swej istocie manifestacją na rzecz rezygnacji z wolności. Nie chodzi tu bowiem o fakt przynależności do Unii. Narody często zawierają unie czy inne formy sojuszy w celu ochrony własnej podmiotowości i wolności. Tutaj bowiem mieliśmy do czynienia z manifestacją rezygnacji z własnej podmiotowości na rzecz suwerenności instytucji, która jest od nas niezależna i która wbrew przyznanym przez nas kompetencjom, naszym kosztem rozszerza swoją władzę, pozbawiając nas wolności decydowania o własnym losie. Była to więc manifestacja na rzec rezygnacji i ze swojej podmiotowości i wolności decydowania o własnym losie.
Ta manifestacja, jak też poparcie społeczne dla sił opowiadających się za rezygnacją z narodowej podmiotowości jest znaczącym faktem politycznym, który może doprowadzić naszą wolność narodową do unicestwienia. Otóż warto zastanowić się nad charakterem tego zjawiska. Bowiem nie jest to zjawisko w historii odosobnione. Otóż zasadniczym wymiarem tego zjawiska jest przekonanie, że to nie my, ale inni, to właśnie Komisja Europejska, biurokracja brukselska i państwa decydujące o polityce Unii, lepiej wiedzą niż my sami, co dla nas jest dobre i co jest naszym interesem, dlatego powinniśmy zrezygnować nie tylko z decydowania o własnym losie, ale także uznać ich wyższość intelektualną do rozpoznania naszej kondycji. Otóż taki sposób myślenia analizował już Arystoteles, który uznał iż istnieją „niewolnicy” z urodzenia, ludzie niesamodzielni, którzy muszą podlegać innym. Otóż jeżeli pominiemy historyczne uwarunkowania analizy Arystotelesa to zasadnicze znaczenie ma tu rozpoznanie charakteru osobowości „niewolników”, a jest nim przede wszystkim ich niesamodzielność intelektualna. Dla tego filozofa „niewolnicy”, to ci, którzy uważają że inni wiedzą lepiej, co jest dla nich dobre. „Niewolnik”, to przede wszystkim jednostka niesamodzielna intelektualnie, niedojrzałą do wolności decydowania o swoim losie. „Niewolnikami” są zarówno poszczególne jednostki, jak też społeczności. Dlatego wolność, w przypadku porządku państwowego, suwerenność konstytucyjna jest zagrożeniem dla statusu niewolnika, który czerpie swoją racjonalność nie z własnej podmiotowości, ale z obcego, zewnętrznego nadania. Wolność jest bowiem zakwestionowaniem „niewolniczego” statusu nie podejmowania decyzji dotyczącego własnego losu.
Innym przykładem, który można tu przywołać, to status wyzwoleńca w rzymskim społeczeństwie. Otóż wyzwoleńcy, to byli niewolnicy, którym wolność dał ich poprzedni właściciel. Ale wyzwoleńcy mieli określone obowiązki wobec swojego poprzedniego właściciela. Byli zobowiązani do jego wspierania , a także do określonych powinności. W przypadku niewywiązywania się z tych powinności, mogli być przywróceni do stanu niewolniczego. Stanowili trzon tzw. „klienteli”. I choć nie stanowili już bezpośredniej własności, czyli nie byli według ówczesnego prawa „mówiącymi narzędziami”, to jednak ich wolność, jak też majątek w znacznym stopniu nadal był zależny do patrona. To powodowało że interes patrona zawsze miał pierwszeństwo przed interesem wyzwoleńca. I w Unii Europejskiej, Niemcy i Francja oczekują podobnego statusu i zachowań państw postkomunistycznych. Są one członkami Unii, czyli formalnie są wolni, ale rzeczywisty ich status ma przypominać status rzymskich wyzwoleńców. Interes państw hegemonistycznych w Unii wyznaczać bowiem ma politykę całej Unii, a współczesnym „wyzwoleńcom” pozostaje wspieranie unijnych patronów. Problem w tym, że wolność, państwa postkomunistyczne nie uzyskały od zachodnich państw europejskich aspirujących obecnie do roli „patronów”
Z podobnym zjawiskiem mieliśmy także do czynienia w koloniach i później w państwach postkolonialnych. W koloniach w celu łatwiejszego ich zarządzania, państwa kolonialne wykształciły elity, którym przyznano także pewne określone przywileje za kolaboracje i udział w eksploatacji ujarzmionych ludów. Warstwa ta nosząca nazwę burżuazji kompradorskiej, często wykształcona w metropoliach, za przyznane przywileje wiernie wysługiwała się państwom kolonialnym. Jej punktem odniesienia nie był interes miejscowej ludności, a interes metropolii. Jej przywileje wynikały z reprezentowania interesów państwa kolonialnego. Dlatego często w sposób aktywny przeciwstawiali się dekolonizacji, a po dekolonizacji reprezentowali przede wszystkim interesy gospodarcze i polityczne byłych metropolii. Była to warstwa reprezentująca nie tylko ich interesy gospodarcze , ale była także skolonizowana intelektualnie. Kategorie interesu byłych metropolii traktowane były jako wartości uniwersalne obligujące także społeczności postkolonialne. Odzyskiwanie podmiotowości przez państwa postkolonialne było nie tylko procesem ekonomicznej, czy politycznej, ale także intelektualnej dekolonizacji.
I tu dochodzimy do sytuacji mentalnej państw postkomunistycznych. Otóż cechą charakterystyczną tych społeczeństw było zablokowanie naturalnej reprodukcji elit przez system komunistyczny i w ich miejsce, wykształcenie elit ukształtowanych przez komunizm. Elity państw postkomunistycznym, w przeważającej mierze nie są kontynuatorami elit przedwojennych, ale są „elitami” nowego typu. Są to w znacznej mierze środowiska, które nie tyle przeszły drogę awansu społecznego, co przede wszystkim „szkołę” totalitarnej indoktrynacji. I choć przezwyciężyły one marksistowskie „ukąszenie”, to jednak świat ich pojęć, siatka pojęciowa rzeczywistości, a także destrukcja dziedzictwa narodowego postrzeganego jako „wsteczne” stała się trwałą cechą tej postmarksistowskiej formacji. I choć społeczeństwa tych państw wyzwoliły się z komunistycznej opresji, to pozostał gruby osad ideologicznej indoktrynacji i kulturowego wykorzenienia. Trafnie określił jej charakter Aleksander Sołżenicyn mianem „wykształciuchów”, ludzi, którzy co prawda otrzymali wyższe wykształcenie zawodowe, ale pozbawione, tradycyjnej formacji kulturowej, wykorzenieni z narodowego i religijnego dziedzictwa i szukający swego kulturowego zakorzenienia w ideologicznych ersatzach. Takim ersatzem stała się ideologia „europejska”, która sama jest wyrazem cywilizacyjnego i narodowego wykorzenienia i lewicowej reinterpretacji europejskiego dziedzictwa. Jej fundamentem jest postrzeganie Unii Europejskiej, tworu sztucznego, jako ważniejszego od naturalnej wspólnoty jaka jest naród. Zaś naród jest traktowany jako zagrożenie dla „integracji europejskiej” rozumianej jako zniszczenie państw narodowych. Ideologia ta dostarcza bowiem fałszywego uniwersalizmu, uzasadniającego proces narodowego i religijnego wykorzenienia. Społeczeństwa postkomunistyczne cechuje bowiem głęboki kompleks niższości, wynikający z cywilizacyjnego zapóźnienia spowodowanego komunistycznym zniewoleniem. I współcześnie także propagowany przez media i instytucje państwa postkomunistycznego. Kompleks ten wyrażający się w haśle „powrotu do Europy” wskazywał że miarą naszych działań mają być decyzje szuflowane przez zachodnich decydentów. Imitacja zewnętrznych wzorów i brak samodzielności intelektualnej stały się wyrazem aspiracji postkomunistycznego społeczeństwa. Propaganda destrukcji narodowej tożsamości i propagowanie pedagogiki wstydu jeszcze bardziej wzmocniły postawy kompleksu wobec instytucji zachodnich. Zaś brak edukacji klasycznej kształcącej samodzielność myślenia, ułatwia manipulowanie postawami społecznymi. Kompleks niższości i brak autentycznych elit spowodował wykształcenie się postawy, która jest współczesną wersją niesamodzielności intelektualno-politycznej, będącą nowoczesną, postkomunistyczną wersją zjawisk występujących w historii. Kompleks narodowej niższości jest tu rekompensowany poprzez ideologicznie rozumianą europejskość, nie występującą na Zachodzie Europy. Dla zachodnich Europejczyków, którzy nie przeszli totalitarnej „szkoły” prania mózgów, Europejczykiem jest się dlatego, że jest się Francuzem, Niemcem, Włochem, czy Anglikiem. „Europejskość” beznarodowa, to typ mentalności występujący w postkolonialnych państwach afrykańskich. Wykorzenienie i skłonność do myślenia ideologicznego wyraża się m.in. w przekładaniu lojalności wobec sztucznych instytucji takich jak Unia ponad lojalności wobec naturalnych wspólnot jakim jest naród. Stąd też brak samoidentyfikacji w kategoriach narodowych i w konsekwencji brak myślenia w kategoriach interesu narodowego. Kompradorskie poczucie przynależności do cywilizacji ‘uniwersalnej’, jest swoistą protezą własnej tożsamości. To mentalność ludzi bez korzeni i bez tożsamości. To nie Europejczycy, którymi mogą być obywatele swoich ojczyzn, ale intelektualny i moralny proletariat bez Ojczyzny i bez Boga. To formacja uczestnicząca w cywilizacji europejskiej w podobnym zakresie w jakim korzystali z helleńskiej cywilizacji niewolnicy, z rzymskiej wyzwoleńcy, czy z zachodnioeuropejskiej burżuazja kompradorska państw afrykańskich. Bowiem mamy do czynienia z zarówno z arystotelesowską mentalnością „niewolniczą” uznającą, że inni mają prawo rozpoznania naszej kondycji i decydowaniu o naszym losie, postawie wyzwoleńców uznających prawo patronów do egzekwowania swoich praw wobec postkomunistycznej klienteli, jak też z wykształceniem się, co prawda, nie burżuazji kompradorskiej, ale formacji intelektualnej na poziomie pracowników korporacji, dla których lojalność wobec zachodnich mocodawców jest ważniejsza od lojalności wobec własnego narodu. I którzy podobnie jak burżuazja kompradorska traktują własny kraj z kolonialną wyższością. To współczesna wersja rezygnacji z własnej podmiotowości na rzecz zewnętrznych mocodawców.
To właśnie dla tych grup, które traktują ekonomiczne, polityczne i kulturowe interesy naszych zachodnich sąsiadów jako wartości uniwersalne, uznanie konfliktowości naszych interesów z interesami tych stanowi zagrożenie zarówno w płaszczyźnie poznawczej jak i w płaszczyźnie ekonomicznej. To dlatego uznanie narodowej podmiotowości budzi taki opór wśród znacznej części opinii publicznej. Oznacza bowiem w płaszczyźnie intelektualnej konieczność samodzielnego, a nie imitacyjnego określenia własnej kondycji i własnej tożsamości. Oznacza także, że odrzucenie dotychczasowego modelu neokolonialnej gospodarki jest zagrożeniem dla ich pozycji społecznej i ich prestiżu. A zatem uderza zarówno w kompleksy jak i interesy znacznej części „młodych, wykształconych, z dużych miast”. To właśnie ta grupa najbardziej boi się narodowej podmiotowości i manifestuje za parawanem „europejskości” swoje wykorzenienie, pogardę dla własnego kraju i kolonialną wobec niego wyższość. To przejaw, podszytej kompleksami, niedojrzałości, wykorzenienia kulturowego, ucieczki od samodzielnego w wymiarze narodowym stanowienia o własnym losie. To ucieczka od wolności.
Marian Piłka
Od połowy lat 70. angażował się w działalność opozycyjną. W latach 1977–1978 działał w Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W latach 80. uczestniczył w działalności Ruchu Młodej Polski. W czasie stanu wojennego internowany przez okres około roku. 19 kwietnia 2007 zadeklarował odejście z Prawa i Sprawiedliwości, a dzień później przystąpił do nowo tworzonej Prawicy Rzeczypospolitej.