Morze Bałtyckie stało się niemal w całości wewnętrznym akwenem NATO. Dzięki wejściu do Sojuszu Finlandii i Szwecji rosyjska agresja na kraje bałtyckie staje się coraz mniej prawdopodobna. Tymczasem rosyjska propaganda od początku wojny straszy przesuwaniem wojsk na Zachód. Kolejnym celem Putina w Europie mają być utracone republiki byłego ZSRS: Mołdawia, nienależąca ani do NATO, ani do UE, a następnie Litwa, Łotwa i Estonia.
Brama podlaska, niesłusznie zwana przesmykiem suwalskim (jak zwraca uwagę gen. Leon Komornicki, w geografii wojskowej nie istnieje takie pojęcie), jest głównym celem kremlowskiej propagandy. Od miesięcy w analizach na państwowym programie Pierwyj Kanał (Первый канал) oglądamy analizy, które pokazują, jak Rosja i Białoruś zajmują Suwalszczyznę i odcinają Litwę od dostaw z Zachodu. Niestety tego typu narrację podchwyciły zachodnie media, określając ten piękny, turystyczny region naszego kraju „najniebezpieczniejszym miejscem na Ziemi”. Polscy dziennikarze również podążyli tym tropem, robiąc niedźwiedzią przysługę tamtejszym mieszkańcom.
Współpraca z Litwą
Nizina Północno-Podlaska jest w wojskowości częścią północno-wschodniego teatru wojennego. Podlaski pas operacyjny obejmuje linie kolejowe i drogi, z których szczególne znaczenie mają szosy E67 z Suwałk do litewskiej Kalwarii oraz 135 z Augustowa do miejscowości Łodzieje (Lasdijai). Według gen. Komornickiego do skutecznej obrony tych terenów konieczne jest posiadanie do dyspozycji pięciu brygad wojskowych (trzech zmechanizowanych i dwóch pancernych) oraz kilkunastu Wojsk Obrony Terytorialnej.
Dlatego prezydenci Litwy i Polski od dłuższego czasu pracują nad wspólną koncepcją militarnego wzmocnienia tego obszaru, który stał się ostatnio punktem zapalnym w regionie ze względu na groźby Rosji po wstrzymaniu tranzytu do Kaliningradu przez terytorium Litwy. Podczas spotkania Andrzeja Dudy i Gitanasa Nausėdy obaj prezydenci stwierdzili, że polsko-litewska granica wraz z przylegającymi terenami jest strzeżona 24 godziny na dobę przez najsilniejszy sojusz wojskowy na świecie. Duda i Nausėda odwiedzili pobliskie Wielonarodową Dywizję Północny-Wschód w Szypliszkach w powiecie suwalskim oraz stacjonujący w Mariampolu Batalion Logistyczny im. Wielkiego Księcia Litewskiego Witolda. Wojska polskie i litewskie znajdują się obecnie w pełnej gotowości bojowej, co zostało wymuszone sytuacją na Ukrainie oraz hybrydowym atakiem Rosji i Białorusi na granice białorusko-litewską i białorusko-polską.
Dla krajów bałtyckich jedną z lepszych wiadomości jest budowanie najsilniejszej armii w Europie przez Polskę. Nasz kraj będzie miał 300 tys. żołnierzy, wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt NATO, tarczę rakietową opartą na systemie Patriot, myśliwcach F-35, czołgach Abrams i wyrzutniach HIMARS. Polski potencjał wzmocnią także dostawy koreańskie – czołgi K2, armatohaubice K9 i samoloty FA-50. Litwini są gotowi na przyjęcie nawet 20 tys. żołnierzy Sojuszu. Obecnie stacjonuje ich tam 4 tys., głównie Niemców. Litwa ma także 100 tys. przeszkolonych rezerwistów, co czyni tamtejsze siły najsilniejszymi w krajach bałtyckich.
Bałtowie się zbroją
Litwa, Łotwa i Estonia pracują także nad wzmocnieniem swoich sił zbrojnych oraz obrony totalnej, która sprawdziła się podczas wojny na Ukrainie. Wszystkie trzy kraje mają długą historię wojsk ochotniczych, będących wsparciem dla armii zawodowej. Litwini liczą, że będą mieli do dyspozycji blisko 20 tys. ochotników Ochotniczych Sił Obrony Narodowej i Związku Strzeleckiego. Do 2024 r. 10 tys. terytorialsów będą mieli z kolei Łotysze. Programy edukacyjne związane ze strzelectwem i szkoleniami wojskowymi dla młodzieży wdraża się na Łotwie już od 10. roku życia. Z kolei w Estonii działa Liga Obrony, która już dziś liczy 16 tys. żołnierzy, natomiast do końca przyszłego roku, wraz z innymi organizacjami, liczebność wojsk ochotniczych ma zwiększyć się do 30 tys.
Państwa bałtyckie zwiększają także ilość i jakość swojego uzbrojenia. Inwestują głównie w systemy obrony powietrznej oraz broń precyzyjnego rażenia. Ostatnie doniesienia mówią o tym, że wspólnie będą starały się zamówić jak największą liczbę systemów rakietowych HIMARS, wyposażonych w rakiety krótkiego, średniego i dalekiego zasięgu. Zwiększenie budżetów obronnych do 2,5, a nawet do 3 proc. PKB zaczęto traktować bardzo poważnie.
Do 2025 r. na Litwie będzie rozmieszczona brygada Bundeswehry. Będzie liczyła 3–5 tys. żołnierzy. Litwa przeznaczy 350 mln euro na rozbudowę koniecznej infrastruktury. Firmy Rheinmetall i Krauss-Maffei Wegman utworzyły ponadto na Litwie spółkę Lithuania Defence Service, która będzie zajmowała się logistyką i serwisem natowskiego uzbrojenia, które będzie stacjonowało w tym kraju. Firma będzie operować w Jonavie, nieopodal Rukli, gdzie stacjonują wojska Sojuszu. Litewska armia wzmacnia się także nowym sprzętem – amerykańskimi lekkimi pojazdami taktycznymi JLTV oraz ciężkimi kołowymi transporterami Boxer. Do 2026 r. na wyposażeniu armii pojawi się także system artylerii rakietowej MLRS.
Radykalnie zwiększy wydatki na obronność także Łotwa. Kraj zadecydował się na przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. Budżet wojskowy w tym roku ma osiągnąć blisko 760 mln euro. Łotysze wspólnie z Finami będą budowali transportery opancerzone 6×6. W bazie Adazi stacjonują z kolei wojska polskie. Obecnie służy tam 9 Braniewska Brygada Kawalerii Pancernej z 14 czołgami PT-91. Dowództwo zapowiedziało wzmocnienie tego kontyngentu.
Hojna dla wojska stała się również Estonia. Jako pierwszy kraj bałtycki złożyła ona zamówienie na wyrzutnie HIMARS z rakietami balistycznymi. Tallin buduje też swój system obrony powietrznej z pociskami średniego zasięgu, który ma być gotowy do 2025 r. Estończycy kupili też nowe wozy bojowe piechoty, haubice i granatniki przeciwpancerne. W tej najbardziej wysuniętej na północ republice bałtyckiej pojawi się większa liczba żołnierzy z Wielkiej Brytanii, wyposażonyych w czołgi Challenger 2 i pojazdy gąsienicowe BWP Warrior. Roczny budżet obronny Estonii to 750 mln euro, jednak do 2025 r. będzie on zwiększony do miliarda euro.
Interoperacyjność nad Bałtykiem
Nowe możliwości dla obrony wschodniej flanki NATO w rejonie Morza Bałtyckiego daje obecność w strukturach Sojuszu Szwecji i Finlandii. Oba państwa zadeklarowały pomoc sąsiadom w razie agresji ze strony Rosji i jest to szczególnie cenne, zwłaszcza tam, gdzie kraje bałtyckie są słabe, jeśli chodzi o marynarkę wojenną i siły powietrzne. Szwecja ze swoim potencjałem jest uznawana za 25. co do siły rażenia armię świata. Szwedzi posiadają rakiety Patriot, myśliwce Grippen, helikoptery Black Hawk, drony, okręty podwodne. Finowie z kolei latają na hornetach, posiadają wyrzutnie rakiet M270, systemy ziemia-powietrze NASAMS II, niemieckie czołgi Leopard II i rakiety przeciwokrętowe. Oba kraje posiadają także silną marynarkę wojenną i złożyły zamówienia na samoloty F-35.
Współpraca ze Szwecją i Finlandią znacznie wzmacnia potencjał NATO w regionie. To łącznie ponad 30 tys. zawodowych wojskowych i blisko 250 tys. rezerwistów. Dobrze przeszkolone i oswojone z bronią społeczeństwa są jednak w razie potrzeby gotowe powołać ponad milion ludzi.
Na interoperacyjność Skandynawii trzeba patrzeć także w szerszym kontekście. Szwedzi, Finowie i kraje bałtyckie mogą liczyć na wsparcie pozostałych państw skandynawskich, które od lat są już w NATO. Mowa oczywiście o Danii, Islandii i Norwegii. Szczególnie aktywni, jeśli chodzi o misje zagraniczne, są Duńczycy. Chętnie uczestniczą oni w operacjach pokojowych, utrzymując w gotowości swoich żołnierzy w grupach bojowych NATO i siłach powietrznych.
Tomasz Teluk
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)