Jerzy Szmit
Polski polityk, publicysta, samorządowiec, były marszałek województwa warmińsko-mazurskiego, senator VI kadencji, poseł na Sejm VII kadencji. Prezes Fundacji im. Piotra Poleskiego.
Kiedy w czerwcu zeszłego roku Tusk wrócił do Polski (czy jak twierdzą niektórzy, został do Polski odesłany), był to krok rozpaczy. Działacze „krajowi” – Schetyna, Budka, Siemoniak mieli Tuska serdecznie dość i na pewno Donalda nie zapraszali. Platforma pogrążała się jednak w wewnętrznym kryzysie. Spadały jej notowania, a ówczesny przewodniczący – Budka, sprawiał wrażenie człowieka bezradnego wobec bieżących wydarzeń, a co gorsza osamotnionego w swoich szeregach. Jedyna myśl polityczna: „odsunąć PiS od władzy” nie potrafiła przekonać już szerszego kręgu wyborców. Nawet przekaz, płynący z TVN, nie był już taki spójny i oglądał się za innymi opcjami opozycyjnymi.
W tej sytuacji Europejska Partia Ludowa, poruszona wizją kolejnej porażki PO i perspektywą dalszych rządów Prawa i Sprawiedliwości, zareagowała. Tusk dostał nakaz natychmiastowego opuszczenia Brukseli i powrotu do Polski. Po zameldowaniu się w kraju bardzo zgrabnie wrócił na fotel szefa Platformy. Aby to umożliwić, rezygnację złożyli Budka, Kopacz i Arłukowicz.
Kiedy po dłuższej nieobecności w polityce powraca znany działacz, wielu łączy to ze zmianą jego wizerunku. W przypadku Tuska taka zmiana także nastąpiła: stał się bardziej fanatyczny i agresywny. Wierzy w każdą bzdurę, jaka zostanie mu podsunięta i powtarza ją. Zaczynając od twierdzenia, że płotu na granicy z Białorusią nie potrzeba, domagał się wpuszczenia podsyłanych przez Moskwę, Mińsk i międzynarodowe gangi przemytnicze migrantów. Bez chwili namysłu rozpowszechniał kłamstwa o zatruciu Odry rtęcią. Czy ostatnio, gdy przypomniał aferę podsłuchową i zażądał ujawnienia zeznań Marcina W., co Ziobro chętnie wykonał.
Jeszcze przed aferą podsłuchową oświadczył, że w przypadku, gdyby on był u władzy, to należne Polsce środki z KPO byłyby wypłacone natychmiast. Jeżeli takie rzeczy mówi były Przewodniczący Rady Europejskiej, to wielu brukselskich biurokratów musiało być mocno zdziwionych i co najmniej zakłopotanych. Oznacza to bowiem, że w Unii Europejskiej o przekazywaniu miliardowych środków nie decydują traktaty, prawo, procedury czy decyzje uprawnionych do tego organów. Donald Tusk po prostu decyduje, czy Unia przekaże środki, czy nie przekaże. Można powiedzieć, że my już od dawna wiemy, że w UE o wszystkim decyduje wola polityczna Niemiec, a czasem Francji, ale żeby czołowy brukselski polityk powiedział to bezczelnie i wprost – to była zbyt wielka szczerość.
Tusk przyjechał do Polski z jednym pomysłem politycznym: zrobimy jedną listę opozycyjną i pokonamy Prawo i Sprawiedliwość. Wydawało mu się to takie proste i oczywiste. Dla niego oczywistym było też to, że on będzie liderem i to on będzie układał listy. No cóż, okazało się, że to kolejny strzał kulą w płot. Tuska poparły w tym zamiarze jedynie opozycyjne media.
W partiach opozycyjnych kalkulują przede wszystkim, ilu swoich działaczy poszczególne frakcje wprowadzą do Sejmu. Zwycięstwo nad Prawem i Sprawiedliwością jest sprawą drugorzędną, bo przecież każdy zdaje sobie sprawę, że stworzenie sprawnie funkcjonującego rządu przez opozycyjną ferajnę jest niemożliwe. Co więcej, nikt nie chce się zgodzić, aby Tusk decydował o tym, jak będą dzielone i wypłacane pieniądze z państwowej dotacji, przeznaczonej dla partii politycznych – a wynikające z ilości oddanych głosów na poszczególne komitety wyborcze.
Opozycja wystawi pewnie trzy listy. Przy obecnym zamieszaniu nie można wykluczyć, że powstanie kolejna partia opozycyjna nastawiona na najbardziej sfrustrowany i rozczarowany władzą i opozycją elektorat.
Wreszcie reklamówka z Biedronki i oskarżenie młodego Tuska o przyjęcie 600 tys. euro łapówki. Staremu Tuskowi chyba ktoś znowu podpowiedział, że z afery podsłuchowej, która doprowadziła do upadku rządu PO-PSL, można wyciągnąć jakieś korzyści. Strzelił kręcąc rewolwerem wokół palca i trafił sam w siebie. Sądząc po reakcjach Jarosława Kaczyńskiego, który zadeklarował podjęcie tematu, możemy spodziewać się, że jeszcze wiele niewygodnych dla Tuska faktów może wypłynąć.
Jednego możemy być pewni, nie na taki powrót Tuska do Polski liczyły unijne elity oraz władcy Kremla i Berlina. Miał być triumfalny wjazd lidera, który zjednoczy opozycję i przekaże unijnym biurokratom klucze do władzy w Polsce.
Nic takiego się nie wydarzyło. Kolejna złudna nadzieja zawiodła, a zwycięstwo wyborcze Prawa i Sprawiedliwości staje się coraz bardziej realne. Dla samego Tuska to już jest kolejna osobista porażka.
Chyba zbliżamy się do chwili, w której jego mocodawcy zadadzą sobie i Tuskowi pytanie: może już wystarczy tych samobójczych prób? Ponowna klęska w Polsce będzie dla nas zbyt kosztowna politycznie. Trzeba poszukać innej twarzy: mamy kogoś…?