Ryszard Czarnecki
Z uwagą śledziłem wybory w najważniejszym państwie świata czyli Stanach Zjednoczonych Ameryki. Tak naprawdę ciągnęły się one tygodniami, bo obywatele USA mogą głosować korespondencyjnie i z tego na potęgę korzystają. Wybory w Stanach są specyficzne, bo inaczej niż w Polsce i wielu krajach Europy izbę wyższą czyli Senat wybiera się nie raz na cztery lata, tylko w systemie rotacyjnym: co dwa lata zmienia się 1/3 senatorów. Dotychczas w Senacie był idealny remis, bo co prawda Republikanie mieli 50 głosów, a Demokraci 48, ale dwóch senatorów niezależnych było w klubie Demokratów. Przy idealnym remisie rozstrzygał – to amerykańska specyfika – głos oficjalnej przewodniczącej Senatu, czyli wiceprezydent Kamali Harris. Demokraci zachowają Senat, ale Republikanie odbiją izbę niższą czyli Izbę Reprezentantów, choć ich zwycięstwo jest mniejsze, niż mówiły o tym sondaże dosłownie w ostatnich dniach przed wyborczym wtorkiem.
Z całą pewnością na wynik wyborów w co najmniej kilku stanach zaważyły głosy wysyłane pocztą. Kwestionują to związani z opozycją dziennikarze i eksperci, mówiąc, że głosami tymi łatwo manipulować, a nawet oddawać je faktycznie w cudzym imieniu. Demokraci odrzucają te oskarżenia – niesmak jednak pozostaje. Przypuszczalnie będą to już trzecie w tym wieku amerykańskie wybory, na których cieniem położą się wątpliwości związane właśnie z przebiegiem głosowania. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce po wyborach prezydenckich w 2004 roku, gdy urzędujący republikański prezydent George Walker Bush (syn Georga Busha) pokonał Demokratę, wiceprezydenta za czasów Clintona Ala Gore’a po kwestionowanym przez część Demokratów zwycięstwie na Florydzie, kontrolowanej przez brata prezydenta gubernatora Jeba Busha . Druga po wyborach w 2020 roku, gdzie Donald Trump i jego zwolennicy zakwestionowali zwycięstwo Josepha Robienette’a Bidena.
Jak widać na wyborcze decyzje Amerykanów ograniczone decyzje miał fakt, iż galon benzyny (4 litry) jest dziś trzy razy droższy niż było to w ostatnich dniach prezydentury Trumpa.
A polityka międzynarodowa USA? Wbrew przedwyborczym obawom nie zmieni się ani o jotę.