Apostoł Andrzej, jeden z dwunastu najbliższych uczniów Jezusa Chrystusa, pochodził z miejscowości Betsajda, położonej na brzegu Jeziora Galilejskiego, nazywanego po hebrajsku Kinneret lub w greckim brzmieniu Genezaret. Okolice Betsajdy, podobnie jak cała Galilea, ulegały hellenizacji, o czym świadczy greckie imię Apostoła – Andreas. Żydzi nigdy wcześniej i długo potem nie nadawali takich imion swoim dzieciom. Ze źródeł żydowskich dowiadujemy się tylko o jednym człowieku o tym imieniu z tamtych czasów – niejakim Andrzeju Lukuasie, który przewodził w powstaniu antyrzymskim w latach 115-117 n.e. na terenie Cyreny (dzisiejsza Libia).
Żydzi z Judei traktowali Galilejczyków jako „gorszych Żydów”. Pojawiające się w Ewangeliach słowa o Galilei pogan (Mt 4, 15) lub o tym, że z Nazaretu nie może wyjść nic dobrego (J 1, 46), są echem wieloletnich zgrzytów pomiędzy rabinami z Judei a prostym ludem galilejskim, podatnym na wpływy hellenistyczne. Dochodziło nawet do takich sytuacji, kiedy to śluby religijne złożone w Galilei były uważane za nieważne w Judei. Mimo to należy uważać, że Andrzej pochodził z pobożnej żydowskiej rodziny. Jego ojciec miał na imię Jochanan (hbr. „Bóg się zmiłuje”) – czyli Jan, a jego brat – Szymon (hbr. „Bóg usłyszy”). Choć byli prostymi rybakami, z pewnością starali się spełniać wymagania, jakie stawiała Tora (Prawo Mojżeszowe) każdemu Izraelicie. Pomimo bowiem ubóstwa i niezbyt głębokiej wiedzy religijnej galilejscy Żydzi odznaczali się wielką gorliwością w wypełnianiu prawa Mojżeszowego oraz przywiązaniem do tradycji narodowych wynikających z Tory. Pielgrzymowanie do Jerozolimy wiązało się albo z przejściem przez wrogą Samarię, albo prawie dwukrotnie dłuższą drogą przez Jerycho i Pustynię Judzką, ale mimo wszystko liczne pielgrzymki z Galilei regularnie, trzy razy w roku, przybywały do Jerozolimy.
Razem z bratem Szymonem Andrzej gorliwie wyczekiwał nadejścia Mesjasza i wyzwolenia z okupacji rzymskiej. Z tego powodu obaj zostali uczniami pewnego nazyrejczyka o skrajnie ascetycznym usposobieniu – Jochanana (Jana) zwanego Chrzcicielem.
Jan Chrzciciel nie był rabinem. Nie ukończył on żadnej szkoły rabinicznej, nie był uczniem żadnego sławnego rabina, nie był też powiązany z żadnym środowiskiem religijno-politycznym. Jego nauczanie było bardzo niepokojące dla wszystkich Żydów, ponieważ normalnie nikt z nich nie musiał się zanurzać, ażeby uzyskać odpuszczenie grzechów. Odpuszczenie grzechów można było otrzymać na drodze składania ofiar, natomiast do złożenia ofiary konieczne było oczyszczenie rytualne, trwające kilka dni, związane raczej z obmywaniem. Pełne zanurzenie było wymagane jedynie w przypadku, kiedy poganin chciał przyjąć judaizm.
I w tej sytuacji pojawia się jakiś nazyrejczyk, który „nie je i nie pije” (Mt 11, 18), mieszka na pustyni i ubiera się w odzienie z sierści wielbłąda, i który nawołuje każdego Żyda do obmycia przez zanurzenie. Nic dziwnego, że zaniepokojeni rabini, kapłani i prosty lud szli do niego z pytaniem: „Kim ty jesteś? Czy jesteś Eliaszem? Czy jesteś prorokiem? Czy jesteś mesjaszem?”. Żaden bowiem zwykły Żyd bez wykształcenia rabinicznego nie miałby prawa pouczać kogokolwiek na temat oczyszczenia, gdyby nie był co najmniej prorokiem.
Niestety, Jan Chrzciciel sprawił Żydom zawód. On nie był mesjaszem, ani nawet zwykłym prorokiem. Nie znał się na skomplikowanych obrzędach oczyszczenia i nie dało się z nim dyskutować na ten temat (por. J 3, 25-26). Jedyne, co potrafił, to napominać króla Heroda, że żyje w grzesznym, zakazanym przez Torę związku z żoną własnego brata. Dlatego po początkowym „sukcesie” w krótkim czasie wielu jego uczniów odeszło. Między innymi do innego nietypowego nauczyciela, Jezusa z Nazaretu, na którego Jan Chrzciciel wskazał, nazywając Go Barankiem Bożym.
Jednym z pierwszych uczniów, który zainteresował się osobą nowego nauczyciela, był właśnie Andrzej, syn Jana, brat Szymona. Jan Ewangelista opowiada, że Andrzej razem z nie nazwanym z imienia kolegą poszedł zapytać Jezusa, gdzie On mieszka, i pozostał u Niego (J 1, 37-40). W tamtych realiach oznaczało to, że porzucili oni swojego starego mistrza i przyłączyli się do nowego. Uczniowie bowiem nie tylko słuchali wykładów swojego rabina, ale także mieszkali z nim, jedli i brali udział we wszystkich wydarzeniach, w których on brał udział.
Być może już to pierwsze spotkanie z Jezusem wywarło na Andrzeju tak wielkie wrażenie, że zapragnął on znaleźć swojego brata Szymona, by mu oznajmić, że oto tu jest mesjasz, i zaprowadzić brata do Niego. Możliwe jednak, że Andrzej uznał Jezusa za mesjasza na podstawie świadectwa swojego poprzedniego mistrza. Tak czy inaczej, w tradycji chrześcijańskiej Andrzej został nazwany „pierwszym powołanym” (Πρωτόκλητος).
W Ewangeliach synoptycznych (Mateusza, Marka i Łukasza) o Andrzeju jest mowa tylko w związku z jego powołaniem przez Jezusa: w opowiadaniu o samym powołaniu na ucznia oraz w opowiadaniu o wybraniu spośród uczniów Dwunastu. Jedynym wyjątkiem jest Mk 13,3: „A gdy siedział na Górze Oliwnej, naprzeciw świątyni, pytali Go na osobności Piotr, Jakub, Jan i Andrzej: Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?” Andrzej jest tutaj jednym z czterech „ciekawskich”, nie mogących się doczekać wybuchu powstania przeciwko Rzymianom w celu ustanowienia panowania Jezusa nad Izraelem.
W Ewangelii Jana natomiast Andrzej występuje w roli pośrednika pomiędzy prozelitami a Jezusem, do którego ci nieobeznani ze zwyczajami żydowskimi ludzie bali się zwrócić: „A wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon [Bogu] w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi” (Jana 12,20-22). Z całego grona 12 Apostołów tylko ci dwaj nosili greckie imiona. Wygląda na to, że właśnie dlatego prozelici obdarzyli ich zaufaniem i uznali za „swoich”.
Poza tym, jako najbliższy uczeń Chrystusa, Andrzej uczestniczy we wszystkich wydarzeniach Jego życia, słucha Jego nauk, jest świadkiem ustanowienia Eucharystii w czasie Ostatniej Wieczerzy, a także męki i zmartwychwstania Jezusa. Po raz ostatni spotykamy Andrzeja w Dziejach Apostolskich, kiedy po Wniebowstąpieniu Pana powraca on z innymi uczniami do Jerozolimy (Dz 1,12-13). Tradycja chrześcijańska podaje, że dość wcześnie, być może, już w latach 30., wyruszył on w podróż misyjną. Przemierzał terytorium dzisiejszej Grecji i Turcji, a nawet przedostał się na drugi brzeg Morza Czarnego na Krym. Stamtąd miał udać się na północ wzdłuż rzeki Dniepr i dotrzeć aż do Kijowa.
Ewangelizacja, prowadzona przez św. Andrzeja, nie zawsze była skuteczna. Tradycja przekazuje liczne opowiadania o niebezpieczeństwach i prześladowaniach. Np. w Synopie Andrzej był poddany torturom i ledwo uszedł z życiem dzięki cudownej ingerencji Boga. Ewangelizacja Scytów i Słowian nie przyniosła trwałego efektu; dopiero po 10 wiekach Ruś Kijowska przyjmuje chrzest. Jednak w wielu miejscach kościoły, założone przez św. Andrzeja, przetrwały i kwitły przez wieki. Jednym z najbardziej znanych owoców pracy św. Andrzeja jest założenie Kościoła w Konstantynopolu (Bizancjum). Udając się w dalszą podróż w 38 roku n.e., ustanowił on biskupem niejakiego Stachysa, którego bezpośrednim 270. następcą jest dzisiejszy Patriarcha Ekumeniczny Bartłomiej.
Św. Andrzej zginął śmiercią męczeńską w Patrze, do której przybył, by głosić Ewangelię. Władze rzymskie najpierw uwięziły Apostoła, ale tłumy wiernych przychodziły do więzienia, by słuchać jego kazań. Obawiając się zamieszek, władca Egeusz skazał go na ukrzyżowanie, lecz według podania, jego krzyż miał kształt litery X (w ten sposób św. Andrzej jest ukazywany na ikonach). Ukrzyżowany Apostoł przez dwa dni cierpiał, wisząc na krzyżu, jednak cały czas przemawiał do zgromadzonych na miejscu kaźni tłumów. Mnóstwo ludzi, poruszonych słowami cierpiącego Apostoła, wyznawało swoje grzechy, nawracając się do Jezusa. Zaczęto naciskać na Egeusza, by ułaskawić niewinnego zresztą Andrzeja i zdjąć go z krzyża. Władca uległ naciskom, ale kiedy już żołnierze mieli go zdejmować, Apostoł oddał ducha. To miało miejsce 30 listopada 60 roku.
Takie było życie i świadectwo św. Andrzeja Apostoła, pierwszego powołanego, zhellenizowanego Żyda, kochającego swoją Ojczyznę i naród, przywiązanego do tradycji Izraela. Miał on odwagę porzucić ciche spokojne życie, swój naród i ukochany kraj, by udać się nie tylko do pogan, których kulturę i język dobrze znał, ale też daleko poza obszary świata cywilizowanego. Pomimo przeszkód i trudności, czasami bity i prześladowany, głosił poganom Zbawienie przez Jezusa Chrystusa, nawołując ich do porzucenia barbarzyńskich praktyk, m.in. bałwochwalstwa, okultyzmu i wróżbiarstwa, zakazanego przez samego Boga w Piśmie Świętym. Swoje świadectwo przypieczętował własną krwią, poświęcając ewangelizacji nawet ostatnie godziny swojego życia, pełne cierpienia i fizycznego bólu.
Nie łudźmy się, św. Andrzej nie jest patronem „dobrej zabawy”, a tym bardziej zabawy andrzejkowej, połączonej z wróżeniem. Jest raczej patronem nawrócenia i wierności Bogu. Znajdźmy więc lepszy sposób upamiętnienia męczeńskiej śmierci Andrzeja Apostoła niż oddawanie się pogańskim zabawom, połączonych z wróżbiarstwem, wyraźnie sprzecznym z Ewangelią, którą głosił i za którą oddał życie.
Mirosław Rucki (tekst opublikowany pierwotnie w „Miłujcie się!” 2010-12-14)