Tadeusz Płużański
16 grudnia 1952 r. w godzinach wieczornych komandor Stanisław Mieszkowski został wywołany z celi mokotowskiego więzienia. Oprawcy poprowadzili go do piwnic pod Pałacem Cudów, który swą nazwę zawdzięczał wyrafinowanym torturom dokonywanym na polskich bohaterach przez „oficerów” śledczych komunistycznej bezpieki. Na końcu wąskiego ciemnego korytarza czekał kat. Aleksander Drej swoją profesję ukrywał pod terminami „do dyspozycji szefa” i „oficer do zleceń”.
Ten starszy sierżant UB jak zwykle był pijany. Jego nałóg nie przeszkadzał mu wykłócać się o nagrodę za każdą egzekucję. W końcu doczekał się – zarządzeniem nr 19 MBP za ofiarną pracę w zwalczaniu „bandytów” dostał premię w wysokości 30 tys. zł. (niemal dwuletnia średnia pensja). Mieszkowskiemu – tak jak innym niepodległościowcom – strzelił w tył głowy metodą katyńską. Komandor osunął się na schody. Jego zwłoki wywieziono następnie w nieznanym kierunku, tak aby zatrzeć wszystkie ślady. Był człowiek, nie ma człowieka. To miała być zbrodnia doskonała.
Ochotnik wojny 1920
Kim był Stanisław Mieszkowski? To ochotnik wojny polsko-bolszewickiej 1920 r., od 1934 r. w kierownictwie Marynarki Wojennej w Warszawie, od 1938 r. m.in. dowódca ORP „Generał Haller”. Podczas tragicznego września 1939 r. bronił Helu przed niemieckimi agresorami, trafił do oflagów. Po uwolnieniu w 1945 r. zdecydował się powrócić na Wybrzeże i został kapitanem portu w Kołobrzegu. Organizator Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej na Oksywiu, pełnił kierownicze funkcje w polskiej flocie.
20 października 1950 r. aresztowany przez zbrodniczą Informację Wojskową. Po dwóch latach brutalnego śledztwa oskarżony o udział w imperialistycznym „spisku w wojsku” i skazany na karę śmierci. Wraz z nim komuniści stracili innych komandorów: Zbigniewa Przybyszewskiego i Jerzego Staniewicza.
Szuflady
Wyrok wydał płk Piotr Parzeniecki – zmarły niedawno morderca sądowy. Zmarły nieosądzony. I jak tu się nie zgodzić ze słowami prezydenta Andrzeja Dudy, że III RP nie zdała egzaminu. W przeciwieństwie do Paradowskiej, Wałęsy i innych hejterów ja nie wstydzę się za takiego prezydenta – jestem z niego dumny.
Syn Witold Mieszkowski, który przez lata walczył o odnalezienie szczątków ojca (dokonała tego w końcu na „Łączce” ekipa prof. Szwagrzyka), nie zgodził się na ich pochowanie w panteonie ministra Kunerta. Z dwóch powodów. Bo 100 polskich Niezłomnych pozostało w bezimiennych dołach, a zamiast grobów zafundowano im szuflady. W tym też III RP nie zdała egzaminu.