Tomasz Teluk
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org).
Po rozpadzie Związku Sowieckiego wydawało się, że postępująca globalizacja jest trendem stałym, a nieskrępowana wymiana dóbr, usług i pracy jest trwale zdeterminowana. I rzeczywiście ostatnia dekada XX w. to przekonanie potwierdzała. Jednak od zamachów z 11 września dynamika globalizacji hamuje. Spowolnił ją kryzys finansowy z lat 2007–2009, dobiła pandemia koronawirusa i ostatecznie zakwestionowała wojna na Ukrainie. Co zatem w zakresie współpracy międzynarodowej czeka świat w najbliższej przyszłości?
Globalizację mierzą liczne instytuty naukowe i organizacje. Swego czasu najpopularniejszym rankingiem był Indeks Globalizacji magazynu „Foreign Policy” i firmy badawczej A.T. Kearney. Obecnie swoje analizy promują KOF Swiss Economic Institute, Harvard Business Review, World Economic Forum, World Trade Organization czy OECD.
Walka o dominację
Gra o globalne przywództwo toczy się na arenie międzynarodowej. Wbrew pozorom nie jest to wyłącznie wyścig Chiny–USA. Bardzo dużo do powiedzenia w procesie politycznej, gospodarczej oraz społecznej integracji świata ma Europa. Globalizacja jest właśnie procesem integracji za pomocą nowoczesnych środków komunikacji, zarówno jeśli chodzi o transport, jak i technologię. Można ją zmierzyć w rozmaitych kategoriach – przykładowo jeśli chodzi o wymiar polityczny, będzie to uczestnictwo w rozmaitych organizacjach czy inicjatywach międzynarodowych. W handlu – wolumeny eksportu, importu czy bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Nie bez znaczenia jest rozwój telefonii komórkowej, internetu, transportu czy wskaźniki dotyczące podróży.
Dlatego Europa jest wiodącym ośrodkiem globalizacji, której kraje są doskonale wplecione w międzynarodowe struktury. Europejskie kraje posiadają spuściznę kolonialną, swoje wpływy w Afryce czy Azji. Mowa oczywiście o Francji czy Wielkiej Brytanii. Posiadają też znaczące technologie i pożądane na całym świecie produkty, o które zabiegają mniej rozwinięte państwa globu. Dlatego na szczytach indeksów globalizacji można znaleźć takie kraje, jak: Szwajcaria, Holandia, Belgia, Dania, Austria czy państwa skandynawskie.
Rankingi i detale nie są najważniejsze. Istotne jest uchwycenie trendów, które kształtują i będą kształtowały międzynarodową współpracę na najbliższe lata. KOF Swiss Economic Institute zwraca uwagę, że jakkolwiek globalizacja najbardziej rozwijała się po upadku Związku Sowieckiego w latach 1990–2007, kryzys finansowy zahamował ten trend, a pandemia koronawirusa doprowadziła do jej załamania. Wojna na Ukrainie, a także rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi w zasadzie jest gwoździem do trumny światowego wolnego rynku i nieskrępowanej wymiany dóbr, usług i pracy.
Kryzys finansowy podkopał twarde fundamenty ekonomiczne globalizacji. Okazało się, że we współczesnym systemie finansowym wciąż łatwo pompować nic niewarte wydmuszki, pieniądz nie ma pokrycia w trwałych aktywach, a banki centralne mogą w zasadzie bez ograniczeń dodrukowywać gotówkę, która stale traci na wartości. Koronawirus pokazał wszechwładzę polityków i bierność społeczeństw. Urzędnicy zatrzymali gospodarkę. Zerwane zostały łańcuchy dostaw w gospodarce, którą określano zazwyczaj gospodarką czasu rzeczywistego (ang. Real-Time Economy), gdzie produkowano na bieżąco w zależności od popytu, bez zapasów, w efekcie zaczęło naraz wszystkiego brakować. Wojna na Ukrainie wszystko wywróciła do góry nogami. Rosyjskie aktywa stały się toksyczne. Chiny zaczęły być odcinane od nowych technologii. Pojawił się protekcjonizm państwowy na niespotykaną dotąd skalę. To by było tyle ze współczesnej globalizacji.
Trendy nie kłamią
W popandemicznej rzeczywistości pewną nadzieję przywróciły spadające ceny transportu. Rok temu za mały kontener na trasie Szanghaj–Gdańsk trzeba było zapłacić w szczycie prawie 10 tys. dol. Teraz cena jest blisko dziesięciokrotnie niższa. Za rogiem czai się jednak recesja spowodowana dużą inflacją, napędzaną wzrastającymi cenami surowców energetycznych i deficytami na tym rynku. Gospodarka już miała wracać do kondycji sprzed pandemii, a tu kolejny kataklizm – wojna. W 2021 r. handel zagraniczny, według badania firmy spedycyjnej DHL oraz NYU Stern Center for the Future of Management, notował kolejne rekordy. Światowy handel w 2021 r. rósł rocznie ponad 5 proc. miesięcznie. Tylko w USA konsumpcja w latach 2019–2021 wzrosła aż o 17 proc., co ekonomiści porównywali z okresem po II wojnie światowej.
Wojna na Ukrainie pobudziła inflację. Pojawiły się niedobory na rynku ropy naftowej, gazu ziemnego i energii. Do przedpandemicznej formy powrócił wskaźnik bezpośrednich inwestycji zagranicznych, który przebił już poziomy z 2019, przekraczając w 2021 r. 1,5 bln dol. Jednak to zaledwie 2/3 tego, co w 2015 r. Prognozując: wskaźnik ten może się dalej zmniejszać bądź… podawać fałszywe informacje o trendzie. Współczesny megatrend w zasadzie od 2001 r. brzmi: dobrze zainwestowane pieniądze zostają w domu, a jeśli nie w domu, to u sąsiada. Dziś nikt nie ma już wątpliwości: inwestycje w krajach o dużym ryzyku politycznym nie są mile widziane. Liczą się stabilność i bliskość geograficzna. Stąd, co osobiście powtarzam od lat, dominującym trendem staje się REGIONALIZACJA, a nie globalizacja.
Kolejny z megatrendów brzmi: globalizacja odbywa się głównie za pomocą nowoczesnych środków komunikacji. Pandemia przyspieszyła ów trend, ukazując światu potęgę internetu i wirtualnej rzeczywistości. Okazało się, że niezliczoną liczbę rzeczy możemy robić, nie ruszając się z domu. Światowy ruch w internecie wzrósł w 2020 r. o blisko połowę wobec 2019 r. Wirtualna globalizacja przyspieszyła w odróżnieniu od realnej. Liczba podróży zagranicznych spadła w 2020 r. aż o 3/4 i mozolnie odbudowuje się z czasów restrykcji, paszportów szczepionkowych i lockdownów.
Nastała za to epoka protekcjonizmu i nieufności. Z Rosji wycofały się tysiące zachodnich firm. Rozpoczęła się amerykańsko-chińska wojna handlowa. Swoją politykę międzynarodową musiała skorygować czołowa europejska potęga gospodarcza – Niemcy. Jednak nie zawsze są to zmiany jednoznaczne. Harvard Business Review zwraca uwagę, że gdy w marcu 2022 r. na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ głosowano rezolucję potępiającą rosyjską inwazję na Ukrainę, za głosowało jedynie 23 proc. państw silnie związanych handlowo z Chinami i zaledwie 2 proc. uzależnionych od Rosji. To świadczy o tym, że globalizacja może się okazać pułapką, przynajmniej dla tych, którzy nad prawa człowieka stawiają zyski.
Pierwsze oznaki recesji
To, że światowa gospodarka może zacząć odczuwać spowolnienie, pokazują twarde dane. Według statystyk OECD wolumen globalnego handlu 20 największych gospodarek świata w trzecim kwartale tego roku spadł po raz pierwszy od dwóch lat. Eksport skurczył się o 1,3 proc., natomiast import o 1,1 proc. Spadek najbardziej odczuła Europa, gdzie toczy się wojna. Spośród krajów, które najwięcej straciły na eksporcie dóbr w III kwartale 2022 r., są Indie i Argentyna. Najwięcej przestały importować z kolei RPA i Wielka Brytania.
Według prognoz ONZ wolumen światowego handlu ma jednak stale wzrastać, jednakże wolniej, niż się spodziewano. Mniejszy ma też być światowy wzrost gospodarczy. W wielu sektorach, np. żywnościowym, mogą zacząć się pojawiać niedobory, zwłaszcza w krajach ubogich. Załamaniu ulegną przede wszystkim gospodarki walczących stron: Rosji i Ukrainy. Z Rosją wielu handlować nie chce, z Ukrainą – nie może. Spowolnienie spodziewane jest w 2023 r. Na jak długo? Wszystko zależy od tego, jak będzie przebiegać konflikt na Ukrainie. Im dłużej będzie trwała wojna, tym konsekwencje będą trudniejsze do przewidzenia. Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacuje, że światowy handel zmniejszy swój wzrost z zakładanych 10 proc. aż o połowę. Światowa Organizacja Zdrowia pokazuje jeszcze bardziej pesymistyczne szacunki. W 2023 r. handel międzynarodowy wzrośnie jedynie o symboliczny 1 proc.