Ryszard Czarnecki
Mozambik wita mnie oficjalną radością: został właśnie wybrany na dwuletnią kadencję na niestałego, rotacyjnego członka Rady Bezpieczeństwa – tak, jak Polska przed kilkoma laty, za rządów PiS (w ramach „izolacji międzynarodowej” naszego kraju, oczywiście…). W Maputo, stolicy kraju samozachwyt, ale po paru dniach, w Nowym Jorku usłyszę, że wybór tego południowoafrykańskiego państwa to „pewny dodatkowy głos dla Rosji”. Wpływy Moskwy rzeczywiście są tu duże. Gdy islamscy terroryści zaczęli podporządkowywać coraz większe połacie kraju – rząd poprosił o pomoc nie inne kraje „Czarnego Lądu”, ale Rosjan z Grupy Wagnera. Efekt był nieoczekiwany: bardzo szybko muzułmańscy siewcy śmierci spuścili rosyjskim jednostkom solidny łomot. Dopiero odsiecz z Rwandy, uzupełniona przez oddziały wysłane przez Unię Afrykańską pozwoliła powstrzymać terrorystów spod czarnej flagi Państwa Islamskiego (ISIS).
Prezydent kraju Filipe Nyusi chce być dla mnie miły i na powitanie stara się powiedzieć parę słów po polsku. Słyszę więc coś na kształt naszego „dzień dobry” i uświadamiam sobie, że Głowa Państwa musi co najmniej dobrze rozumieć naszą mowę ojczystą, skoro ten były oficer jest absolwentem akademii wojskowej w… Bratysławie.
Raporty amerykańskiego instytutu badawczego CSIS umieszczają Mozambik jako jeden z sześciu krajów w Afryce będących bezpośrednio w rosyjskiej strefie wpływów – obok Sudanu, Sudanu Południowego, Libii, Madagaskaru i Republiki Środkowoafrykańskiej (RSA). Faktycznie tych krajów jest,niestety,więcej.
Ta dawna kolonia Portugalia należy do organizacji państw portugalskojęzycznych, obok np. Brazylii, Makao czy Angoli, Gwinei, Republiki Zielonego Przylądka, Timoru Wschodniego. Jednak nie tylko Portugalczycy odcisnęli swoje piętno na historii i kulturze tego kraju. XX-wieczny już (projekt: 1910 rok) majestatyczny dworzec kolejowy jest dziełem autora… wieży Eiffla . Francuz Gustav Eiffel zaprojektował tu jeszcze jedna charakterystyczną budowlę: „Iron House” w centrum stolicy. Wszystkie jej elementy zapakowano w Europie na statek i w 1892 roku przypłynęły tu w paczkach. Warto jeszcze obejrzeć tutejszy most, ale też odwiedzić kilka dobrych restauracji z miejscowymi potrawami. Są to chociażby „Zambi” nad samym oceanem z daniami rybnymi, ale również… sushi(!). Można tam skosztować jedynego mozambijskiego piwa „Caneca”. Kosztuje 130 meticali.
Krewetki (i desery) są tu świetne, ale już dorsz taki sobie. Najgorsza jest bardzo wolna obsługa, która rusza się jak muchy w (afrykańskiej?) smole.
Jest też „South Beach”. W tej „Południowej Plaży” znakomite są owoce morza. Jest też mocny (sic!) polski akcent: bardzo tu droga polska wódka „Belvedere”. Dobre i to.
Tuż koło dworca kolejowego, zaprojektowanego przez Monsieura Eiffla mały Mozambijczyk z ogromnym pakunkiem na głowie, niewiele mniejszym niż on sam. To też twarz Afryki. A może to przede wszystkim jest twarz tego kontynentu? Kontynentu wielkiej biedy i wielkiego przyrostu demograficznego. Tyle ,że z okna luksusowej restauracji czy z safari tę prawdziwą twarz „Czarnego Lądu” wielu sytych turystów z Europy czy Ameryki nie zauważy…