Ryszard Czarnecki
Starsi ludzie z biało-czerwonymi flagami otoczeni przez młodych byczków w mundurach z niemieckim napisem „Polizei”. Czy to grupa rekonstrukcyjna? Czy ktoś kręci film fabularny osadzony w historii? Ani to, ani to. To rok 2023, druga połowa kwietnia, Niemcy…
Chodzi oczywiście o to, co stało się przy i na terenie niemieckiego obozu śmierci Ravensbrück. Tę nazwę zna każdy, kto choćby trochę zna martyrologię Polski. To obóz kaźni tysięcy Polek. To właśnie tam wywożono choćby dziewczyny z AK po Powstaniu Warszawskim, ale nasze rodaczki trafiały tam także znacznie wcześniej.
W tych dniach niemiecka policja uniemożliwiła wejście na teren obozu grupce starszych ludzi ze Szczecina, którzy przyjechali tam z polskimi flagami oddać hołd naszym rodaczkom i rodakom ginącym za ojczyznę i na tym skrawku niemieckiej ziemi… To hańba! Ale na tym nie koniec. Wieniec, którego nie mogli złożyć kombatanci złożył -i dobrze – polski konsul. Po godzinie od tego wydarzenia „nieznani sprawcy” zerwali z niego szarfę z napisem mówiącym od kogo wieniec jest…
Małość, małość, małość. To, co się stało jest oburzające. Próżno informacji o tym szukać w headline’ach TVN-u, czy TOK FM. Ten temat nie jest dla nich „sexi”. Tak, z pewnością wśród odbiorców tych mediów ten temat nie „zażre”.
Gdyby było o przejawach polskiego nacjonalizmu – to co innego. Gdyby jeszcze wśród osób zatrzymanych przez niemiecką policję byli „kibole” albo „skini”, to wtedy nawet można by niemiecką policję pochwalić, że robi porządek z tymi, z którymi zrobić trzeba. A tymczasem masz babo, placek. Starsi panowie z polskimi flagami narodowymi…
Polacy powszechnie się oburzyli. To reakcja naturalna i oczywista. Co jednak poza „świętym oburzeniem” zrobić należy? Czy po czymś takim nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie powinno wezwać ambasadora Niemiec w Polsce? A ściślej chargé d’affaire’s, bo ambasador, zdaje się, przedwcześnie zakończył misję dyplomatyczną w naszym kraju. To był ten sam dyplomata, który pozwolił sobie zjadliwie komentować na Twitterze wypowiedzi wicepremiera i szefa MON Mariusza Błaszczaka. Było to oczywiście wbrew wszelkim dyplomatycznym regułom gry. Berlin zdecydował się go odwołać. Teraz nie ma jeszcze jego następcy (choć wiadomo kto nim będzie), a ambasadą tymczasowo kieruje, jak to w takich sytuacjach bywa, rzeczony chargé d’affaires.
Swoją drogą MSZ nie wezwał ambasadora Niemiec po jego skandalicznych „polemikach” z premierem Mariuszem Błaszczakiem. Czyżby i teraz miał tego nie uczynić? A przecież to jedyne zdroworozsądkowe rozwiązanie…