Jadwiga Wiśniewska
Pedagog, polityk Prawa i Sprawiedliwości, wielokrotna posłanka na Sejm, a obecnie deputowana do Parlamentu Europejskiego.
9 maja, w Dniu Europy, w PE ze swoim przemówieniem nt. wizji przyszłości UE wystąpił Kanclerz Niemiec Olaf Scholz. To znamienne, że w dniu, w którym wspominamy historyczny moment wygłoszenia deklaracji Roberta Schumana – jednego z Ojców założycieli UE, dziś kandydata na ołtarze – o przyszłości tejże UE mówił niemiecki kanclerz, który znany jest z tego, że chce podporządkować Wspólnotę niemieckiemu interesowi. W swoim wystąpieniu mówił co prawda o tym, że Unia powinna być zjednoczona w różnorodności, ale jednocześnie zaznaczył, że jej przyszłością jest jeszcze większe zjednoczenie, a więc postępująca federalizacja, pod hegemonią Niemiec. Jaka więc ma być UE wg Scholza? Z instytucjami zawłaszczającymi kompetencje im nieprzynależne, pozbawiona jednomyślności w kluczowych kwestiach, takich jak polityka zagraniczna, bezpieczeństwo i podatki oraz neutralna klimatycznie.
To, co usłyszeliśmy z ust niemieckiego kanclerza w PE nie dziwi. W kluczowych kwestiach zaprezentował to samo stanowisko, które znamy już z jego wykładu na Uniwersytecie Karola w Pradze. Jego wystąpienie nie wniosło więc nic nowego do debaty o reformie UE.
Scholz zapewne nie spodziewał się, że jego przemówienie spotka się z krytyką europosłów z niemal wszystkich frakcji politycznych, a zwłaszcza niemieckich polityków, w tym szefa EPP Manfreda Webera, który wprost powiedział, że „nie potrzebujemy więcej przemówień programowych”. Jeszcze dosadniej do słów Scholza odniosła się Terry Reintke, współprzewodnicząca Europejskich Zielonych, którzy w Niemczech tworzą przecież koalicję z SPD. „Wizerunek pana jako kanclerza, który proponuje rozwiązania, niestety wyblakł w ostatnich miesiącach” – wskazała niemiecka polityk.
A więc przyszłość Unii wg Scholza to jej postępująca federalizacja i choć dosłownie te słowa nie padły, to jak inaczej rozumieć stwierdzenie, że im bardziej zjednoczona UE, tym lepsza przyszłość? Unia w wizji Scholza ma być zreformowana, na czele z jej unijnymi instytucjami, a więc PE, ale przede wszystkim Komisją Europejską. W tym kontekście Scholz nawoływał, żeby wyposażyć Komisję w jeszcze silniejsze narzędzia do wdrażania procedury naruszeniowej, kiedy łamana jest praworządność i demokratyczne wartości. Nie dodał tylko, kto miałby ten stan rzeczy oceniać. Patrząc na dotychczasowe praktyki KE, stosowane wobec Polski i Węgier, widać że KE często wykorzystuje to narzędzie jako formę nacisku na demokratycznie wybrane rządy, a jej działania nie mają nic wspólnego z praworządnością. Podobnie zresztą jak orzecznictwo TSUE. Mimo to, Scholz chce zwiększenia kompetencji KE i zapowiedział, że będzie o to walczył.
Unia Scholza to też Unia mówiąca jednym głosem. Co to oznacza w praktyce? Rezygnacje z jednomyślności w sprawach kluczowych dla UE. Scholz wymienił tutaj politykę zagraniczną, bezpieczeństwo i podatki. Jak wyglądała narzucona przez Niemcy polityka zagraniczna to brutalnie pokazał wybuch wojny w Ukrainie i kryzys energetyczny, z którym boryka się cała UE. Symbolem uległej wobec Moskwy polityki Berlina, stała się polityka uzależniania energetycznego UE od dostaw surowców z Rosji. O ironio, mimo to, jak próbował argumentować Scholz, odejście od jednomyślności, ma lepiej ochraniać interesy państw członkowskich. Idąc tym tokiem myślenia, państwa członkowskie miałyby wyzbyć się prawa weta, a tym samym wentylu bezpieczeństwa dla zabezpieczenia swoich żywotnych interesów, a w zamian za to musiałyby liczyć na zbudowanie koalicji większościowej, a gdyby się to nie udało, de facto byłyby zdane na łaskę lub niełaskę Niemiec.
Scholz zaapelował także o przyjęcie nowej polityki azylowej, jeszcze przed kolejnymi wyborami do PE, a także wskazał, że UE powinna iść w kierunku Europy neutralnej klimatycznie, dając przykład światu.
Warto jednak zwrócić uwagę, że niektóre z jego słów wygłoszone w Strasburgu brzmią co najmniej groteskowo, jeśli zestawi się je z faktami. Scholz mówił między innymi, że UE w zjednoczony, solidarny sposób zareagowała na wybuch wojny na Ukrainie. Wszyscy pamiętamy, że to nie kto inny, ale właśnie Scholz torpedował różnego rodzaju decyzje UE, jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy, których niechlubnym symbolem stało się przekazanie 5 tys. starych niemieckich hełmów. Trzeba było wizyty premiera Mateusza Morawieckiego, żeby wstrząsnąć sumieniem Niemiec, by uświadomić, że to nie jest czas na zabetonowany egoizm. Warto też przypomnieć niemiecki opór podczas żmudnego procesu negocjacji kolejnych pakietów sankcji UE nakładanych na Rosję, czy podczas decyzji o wysyłce czołgów Leopard. W tym kontekście słowa Scholza o zjednoczonej odpowiedzi UE na wojnę w Ukrainie brzmią co najmniej groteskowo.
Koncepcja rozwoju UE przedstawiona przez Scholza spotkała się z szeroką krytyką, a tym samym krytyce poddane zostało przywództwo Niemiec w unijnej polityce, w tym również przez wzgląd na brak szybkiej reakcji na wojnę na Ukrainie, jak i wcześniejszą politykę zacieśniania relacji z Rosją. Podważone zostało także przywództwo Scholza jako kanclerza Niemiec.
Szczytem bezczelności był także wpis samego Scholza na Twitterze, w który dziękował za to, że „78 lat temu Niemcy i świat zostały wyzwolone spod tyranii narodowego socjalizmu”. To kolejny przykład niemieckiej arogancji i buty, a także zakusów do pisania na nowo historii Europy. Najpierw mówili, że w czasie II wojny światowej mordowali naziści, nie Niemcy, a teraz niemiecki kanclerz dziękuje za wyzwolenie od tyranii narodowego socjalizmu, który narodził się w Niemczech. To kolejna odsłona zrzucania niemieckiej odpowiedzialności za wybuch i zbrodnie II wojny światowej, za które do tej pory się nie rozliczyli , nie wypłacili należnych Polsce reparacji. Na ten temat niestety nie usłyszeliśmy w Strasburgu ani słowa.