Zbigniew Kuźmiuk
Wprawdzie w środę Donald Tusk na zarządzie Platformy ogłosił, że „unieważnia referendum”, ale w czwartek większość parlamentarna Zjednoczonej Prawicy, Kukiz15 i posłów niezrzeszonych, 234 za, 210 przeciw (Platforma, Lewica, PSL, Polska 2050 i część posłów Konfederacji), przy 7 wstrzymujących, zdecydowała o jego przeprowadzeniu razem z wyborami parlamentarnymi.
Próby ośmieszenia referendum
Posłowie opozycji w debacie nad pytaniami referendalnymi wręcz prześcigali się, żeby je ośmieszyć i w ten sposób zniechęcić obywateli do uczestnictwa w nim, co więcej niektórzy z nich udzielali instrukcji jak wziąć udział w wyborach, ale nie wziąć udziału w referendum.
Choć zachęcanie przez opozycję do bojkotowania referendum, jest uderzeniem w demokrację, bo przecież jak mówi Konstytucja RP „naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio” i właśnie referendum jest takim instrumentem bezpośredniego sprawowania władzy przez obywateli.
A więc opozycja uderza w Konstytucję RP i procesy będące istotą demokracji, jak przeprowadzanie referendów, choć przez wiele miesięcy wielu jej reprezentantów, biegało po ulicach miast z transparentami w jej obronie, ba duża część z nich ubierała się w koszulki z napisem Konstytucja.
Ta desperacja opozycji w walce z referendum jest dowodem, że wręcz panicznie boi się ona, blisko 2 miesięcznej debaty nad problemami zawartymi w przygotowanych czterech pytaniach referendalnych.
Polacy wiedzą, co działo się za rządów opozycji
Ten paniczny strach opozycji wynika z tego, że rząd PO-PSL, a wcześniej także rząd Lewicy, wyprzedawały majątek narodowy, rząd PO-PSL podwyższył wiek emerytalny, a także zgodził się na unijny obligatoryjny rozdział nielegalnych imigrantów, z kolei politycy Platformy i Lewicy sprzeciwiali się budowie muru na granicy z Białorusią, a niektórzy z nich nawet żądają jego rozebrania.
Polacy to wiedzą i w debacie referendalnej, będą oczekiwali od polityków opozycji wyjaśnień, dlaczego w przeszłości podejmowali decyzje szkodzące polskim interesom i czy można im wierzyć, że tego rodzaju decyzji, nie będą podejmowali znowu, gdyby ewentualnie wrócili do władzy.
Przypomnijmy, że rząd w PO-PSL w latach w latach 2008-2015, wyprzedał akcje i udziały aż w 950 spółkach Skarbu Państwa (na ok. 1350 wszystkich funkcjonujących w Polsce), uzyskując za to tylko niewiele ponad 58 mld zł.
Często niestety była to sprzedaż chaotyczna, wręcz pod bieżące potrzeby budżetu państwa, brakowało pieniędzy, minister finansów wydawał dyspozycję ministrowi skarbu, a ten nakazywał sporządzenie księgi popytu na kilka-kilkanaście procent akcji PZU, PKO BP czy KGHM albo jakiejś innej spółki należącej do naszych „sreber rodowych”.
Po kilku dniach akcje były już sprzedane, do budżetu wpływało kilka miliardów złotych, poprawiała się jego płynność i czekano do następnej kryzysowej sytuacji, wtedy tego rodzaju operacje powtarzano.
Te przychody z wyprzedaży blisko 1000 spółek za rządów PO-PSL, wyglądają „co najmniej skromnie” w zestawieniu z wynikiem finansowym tylko jednej spółki Skarbu Państwa, a mianowicie ORLEN S.A., który w latach 2016-2022 osiągnął blisko 71 mld zł zysku netto (a więc już po odprowadzeniu do budżetu kilkunastu miliardów złotych podatku dochodowego).
Przypomnijmy także, że w kampanii wyborczej 2011 roku politycy Platformy i PSL-u zaprzeczali, że chcą podwyższyć wiek emerytalny, jednak gdy tylko wygrali wybory parlamentarne i stworzyli po raz drugi rząd koalicji PO-PSL, natychmiast rozpoczęli przygotowania do jego podwyższenia.
Stosowne ustawy zostały przyjęte już wiosną 2012 roku, a weszły w życie od 1 stycznia 2013 roku, przy czym trzeba podkreślić, że nie była to zwykła reforma jak do tej pory próbują tłumaczyć wprowadzenie tego rozwiązania, politycy Platformy i PSL-u, ale zerwanie obowiązującej wiele lat umowy społecznej.
Rządząca wówczas koalicja PO-PSL wręcz przysłowiowym „walcem”, forsowała to rozwiązanie, mimo ogromnego oporu społecznego, sprzeciwu wszystkich organizacji związkowych ale także opinii wielu ekspertów.
Koalicja PO-PSL odrzuciła także wniosek o referendum w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego, złożony przez NSZZ „Solidarność”, poparty przez blisko 2 mln obywateli, podpisami zebranymi przez Związek.
Z kolei przyjmowanie nielegalnych imigrantów „w każdych ilościach” zaklepał przecież rząd Ewy Kopacz, a wojewodowie zostali zobowiązani przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych do dostarczenia informacji o ośrodkach na ich terenie, w których można by było zakwaterować imigrantów, a także sprawdzenia, czy spełniają one warunki długiego ich pobytu.
Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość i jego sprzeciwie wobec obligatoryjnego systemu rozdziału imigrantów, straszył karami rzędu 250 tys. euro za każdego nieprzyjętego imigranta.
Teraz kiedy KE wraca do przymusowej relokacji imigrantów, nowy rząd Tuska byłby dla niej błogosławieństwem, bo przecież skoro za tym rozwiązaniem stoją Niemcy, to trudno wręcz sobie wyobrazić, żeby sprzeciwiał oczekiwaniom swoich niemieckich przyjaciół.
Także rozebranie muru na granicy z Białorusią jest do zaakceptowania dla opozycji, ba niektórzy jej przedstawiciele, postulują to już teraz, tak jak europosłanka Platformy Janina Ochojska, europosłanka Ruchu Hołowni Róża Thun, czy europoseł Robert Biedroń.
To właśnie opisane wyżej działania rządów PO-PSL i Lewicy, powodują tak ogromny strach przed debatowaniem na ten temat i stąd namawianie wyborców do bojkotowania referendum.
Tusk nawet posunął się w swojej bezsilności do „uroczystego unieważnienia referendum”, ale nie wypadło to zbyt przekonująco, a zgromadzeni na Zarządzie politycy Platformy, słysząc to, mieli nietęgie miny.