Ryszard Czarnecki
Przed miesiącem szef Europejskiej Partii Ludowej – a więc szef Tuska- domagał się, aby w Parlamencie Europejskim nie było żadnych debat dotyczących krajów członkowskich UE, w których mają odbyć się wybory. Uzasadniał, że PE nie może być oskarżany o ingerowanie w wewnętrzne sprawy poszczególnych państw. Teraz ten sam Herr Weber zrobił wszystko, aby w tymże europarlamencie… odbyła się znów debata o Polsce! Przed paroma tygodniami ten pupilek Merkel uważał, że „okres ochronny”, w którym takich debat nie powinno być w Brukseli czy Strasburgu to pół roku. Tymczasem teraz 158 lub 262 (straciłem rachubę – i nie tylko ja) dyskusja o Polsce we francuskiej siedzibie PE odbyła się… 12 dni przed elekcją w Polsce.
I tak Manfred Weber, który nie był w stanie zdobyć wymarzonego stanowiska szefa europarlamentu (wyprzedził go Antonio Tajani) ani później wejść na unijny szczyt osiągając stanowisko szefa Komisji Europejskiej (wygryzła go własna rodaczka i „Parteigenosse” – towarzyszka partyjna z CDU-CSU Ursula von der Leyen) – jednak w końcu jakiś szczyt osiągnął. Jest to co prawda szczyt hipokryzji, ale lepszy rydz niż nic. Gdy zobaczyłem kolejną antypolską akcję ob. Webera Manfreda, to od razu mi się przypomniały słowa francuskiego pisarza Alberta Camusa, który pisał: „Polityka a wraz z nią przyszłość ludzkości, kształtowane są przez ludzi pozbawionych zarówno ideałów, jak i wielkości”. Skądinąd tenże Camus był autorem dwóch powieści, których tytuły pasują do towarzysza Webera jak znalazł. Pierwsza z nich to „Obcy”. Druga : „Dżuma”. A czemu cytuję francuskiego pisarza, komentując niemieckiego polityka? Bo przecież oba te kraje to miał być „silnik” UE. I jest – tylko że zalany olejem i strasznie się zacina. Jego rzężenie jest coraz bardziej słyszalne. Czas zmienić silnik?