Ryszard Czarnecki
Wybory Anno Domini 2023 były kluczowe nie tylko dla Polski, ale także Europy. Interesowano się nimi w krajach naszego regionu i w całej Unii Europejskiej, bo miały pokazać, czy tendencja przesuwania się Starego Kontynentu w prawo – co wcześniej udowodniły elekcje w Szwecji, Finlandii, Włoszech, na Węgrzech i w Czechach – utrzyma się czy też nie. Wczorajszy komunikat Państwowej Komisji Wyborczej dał odpowiedź. W Polsce – podobnie jak w Hiszpanii, prawica wygrała matematycznie, ale nie oznacza to jeszcze zwycięstwa stricte politycznego. W Hiszpanii premier koalicji Partido Popular i partii VOX nie uzyskał akceptacji Kortezów, czyli izby niższej hiszpańskiego parlamentu. Jak będzie w Polsce?
WYBORCZE PARADOKSY
Bolesnym paradoksem jest fakt, że Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło wynik niewiele gorszy od tego, który w roku 2015 dał partii Jarosława Kaczyńskiego bezwzględną większość w Sejmie Rzeczypospolitej.
Wynik Koalicji Obywatelskiej czyli PO i jej akolitów był – i znów paradoks – relatywnie słaby, bo Platforma poprawiła wyborczy rezultat z 2019 roku ledwo o ok. 3%. To zaskakująco mało jak na fakt, że teraz przewodził PO/KO sam Donald Tusk a PiS rządzi już 8 lat, co w teorii powinno doprowadzić do lawinowego wzrostu poparcia dla głównej partii opozycyjnej. Przed czteroma laty za słaby, jak wówczas oceniano, bo na poziomie 28 procent wynik Koalicji Obywatelskiej zapłacił głową jej ówczesny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Bardzo słaby też w tegorocznych wyborach był wynik Nowej Lewicy, na którą głosował ledwo co dwunasty wyborca. Tymczasem przed czteroma laty formacja ta pozyskała… co ósmego wyborcę. To być może największy paradoks tych wyborów, że potencjalny największy beneficjent społecznego zmęczenia rządami prawicy, czyli lewica, zmniejszył wynik procentowy o jedną trzecią! Pozycji lewicy nie poprawia fakt, że do ostatniej chwili ważyło się, czy jej lider Włodzimierz Czarzasty w ogóle wejdzie do Sejmu, bo w jego okręgu wyborczym zdecydowanie wyprzedził go startujący z ostatniego miejsca, kompletnie nieznany w skali ogólnopolskiej, za to prezentujący sylwetkę kulturysty i podkreślający konieczność opieki… nad bezdomnymi psami lokalny aktywista.
Zdecydowanie słabszy był też od tego, co jeszcze parę miesięcy temu widzieliśmy w sondażach był wynik Konfederacji, która z niebotycznego, z dzisiejszej perspektywy, poziomu 16% zjechała do poziomu dwukrotnie niższego. Tę formację, która byłaby potencjalnym partnerem koalicyjnym dla PiS – choć przed wyborami obie strony zdecydowanie temu, ze względów oczywistych, bezwzględnie zaprzeczały – pogrążyły wypowiedzi jej liderów: Sławomir Mentzen mówił z aprobatą o jedzeniu psów, a Janusz Korwin-Mikke ze zrozumieniem… o pedofilii, co w oczywisty sposób musiało doprowadzić do znaczącego spadku poparcia . W tej sytuacji formacja przedstawiająca się jako narodowo-liberalna i starająca się, po części skutecznie, dyskontować ostatnie problemy w relacjach polsko-ukraińskich – nie stała się „trzecią siłą” i głównym rozgrywającym, od którego miał zależeć los przyszłego rządu, czy ewentualnych przyspieszonych wyborów wiosną roku 2024.
Daty, terminy, możliwości…
Największy relatywnie sukces odniosła – i tu kolejny wyborczy paradoks A.D. 2023 – Trzecia Droga, na którą zagłosował co siódmy uprawniony do głosowania. Tymczasem przed długi czas obserwatorzy, zresztą z obu stron sceny politycznej, powątpiewali czy owy na prędce sklecony przed wyborami polityczny wehikuł, składający się z jednak dość różnych formacji politycznych, czyli centrowego i bardziej tradycjonalistycznego PSL i liberalnej formacji zwolenników szybkiego przyjęcia euro czyli Polski 2050 – w ogóle przeskoczy ośmioprocentowy próg wyborczy ustanowiony dla koalicji.
Oficjalne ogłoszenie wyników wyborów przez Państwową Komisję Wyborczą, która uporała się – mimo ostrej krytyki opozycji – z przeliczeniem głosów przy rekordowo dużej frekwencji z dodatkowym utrudnieniem w postaci liczenia kart referendalnych – otwiera formalnie drogę prezydentowi RP, który teraz powierzy misję tworzenia rządu. Komu? W oczywisty sposób powinna to być partia Jarosława Kaczyńskiego, bo demokratyczny obyczaj, przestrzegany przez wszystkich dotychczas prezydentów Rzeczypospolitej Polskiej, w ostatnich 34 latach – a było ich sześciu z różnych przecież obozów politycznych! – nakazuje uczynić to Głowie Państwa wobec tej partii, która zdobyła największą liczbę głosów i mandatów. Tak się niemal na pewno stanie i tym razem.
Prawo i Sprawiedliwość podejmie próbę stworzenia rządu, ale najpierw powinien ukonstytuować się nowy parlament. Musi to nastąpić w przeciągu miesiąca od daty wyborów, a więc przed 14 listopada. Nie jest tajemnicą, że obóz patriotyczny, z oczywistych względów, chce obchodzić Święto Niepodległości w 105 rocznicę jej odzyskania w obecnym składzie rządowo-sejmowym. W związku z tym inauguracja nowego Sejmu RP może nastąpić 12 listopada – ale jest to niedziela. Z kolei 13 listopada to… „trzynasty”, co może u niektórych budzić (znowu paradoks) pewne opory. Ostatni możliwy dzień to wtorek 14 listopada.
Matematyka wyborcza
Prawo i Sprawiedliwość wygrało te wybory po raz trzeci z rzędu, jednak sytuacja obozu niepodległościowego jest zupełnie inna niż roku 2015 i 2019. Stworzenie rządu będzie zadaniem, nie ukrywajmy, bardzo trudnym. Spróbować trzeba, ale liczba „szabel”, którymi dysponuje PiS – poniżej 200 – oddala możliwość „wyrwania” posłów z ugrupowań opozycyjnych – bo to niewykonalne na taką skalę, za to wymusza rozmowę z całymi ugrupowaniami. Zsumowane mandaty PiS i Konfederacji to za mało, a nawet zsumowane mandaty PiS i samego PSL-u (co skądinąd wydaje się zadaniem bardzo trudnym) też nie daje bezwzględnej większości. Podjąć tę próbę dla dobra Rzeczypospolitej jednak trzeba, aby nikt nigdy nie zarzucił nam, że przynajmniej nie próbowaliśmy.
W ramach innych „trzech kroków”, czyli powołania rządu, jeśli pierwsza próba podjęta przez PiS nie zakończy się powodzeniem, to piłka leży po stronie parlamentu. Potencjalna i prawdopodobna koalicja KO-Trzecia Droga-Nowa Lewica jest niesłychanie zróżnicowana i w wielu sprawach ma kompletnie przeciwstawne opinie. Władza spaja, a nawet zachęca do niebrania pod uwagę istotnych różnic. Jednak wcześniej, czy później mogą się stać one przyczyną poważnych wstrząsów.
Na pewno warto zanalizować przyczyny „wyborczego stanu rzeczy” i zadać pytanie, czy wynik Prawa i Sprawiedliwości mógł być lepszy. Jednak nie należy tego czynić publicznie i nie należy deliberować nad tym zbyt długo, bo przecież wiosną czekają nas kolejne wybory: prawdopodobnie w kwietniu będą to wybory samorządowe, w których PiS będzie bronił władzy w siedmiu sejmikach i między 6 a 9 czerwca, wybory europejskie, w których formacja Jarosława Kaczyńskiego będzie bronić rekordowego stanu posiadania, bo największej w historii liczby polskich europosłów z jednej formacji, czyli 28. Na tym trzeba się skupić.