Zbigniew Kuźmiuk
Donald Tusk błyskawicznie zorganizował konferencję prasową, żeby potępić swojego „barona” Tomasza Lenza (szefa PO w województwie kujawsko-pomorskim), który w TVP Info powiedział o konieczności zawieszenia 13. i 14. emerytury, ponieważ jego zdaniem te dodatkowe świadczenia dla środowiska emerytów i rencistów, napędzają inflację.
Ba, Tusk, nie tylko odciął się od wypowiedzi swojego posła, zapowiedział, że nie będzie on już reprezentował partii w mediach, co więcej nie znajdzie się już na listach do Sejmu w zbliżających się wyborach.
Także inni politycy PO, którzy ostatnio występują w mediach, wręcz na wyścigi zaprzeczają, że ich partia po ewentualnym dojściu do władzy, zdecyduje się zlikwidować programy społeczne wprowadzone przez rząd Prawa i Sprawiedliwości.
Likwidacja programów społecznych?
Wcześniej było inaczej, czołowi politycy PO, pozwalali sobie nie tylko na krytykę tych programów ale także na stwierdzenia, sugerujące, że po zwycięstwie wyborczym w 2023 roku , zdecydują się na ich likwidację.
Na początku czerwca wywiadzie w TVN24, kandydatka Platformy na ministra finansów, poseł Izabela Leszczyna, wypaliła „program 500 plus tak naprawdę, nie poprawił jakości życia”.
Z takiego stwierdzenia tylko krok do kolejnego, że skoro przez ponad 6 lat na realizację programu „Rodzina 500 plus” wydatkowano wręcz astronomiczną kwotę ponad 185 mld zł, a nie poprawił on jakości życia rodzin wychowujących dzieci, jak twierdzi poseł Leszczyna, to logicznym rozwiązaniem jest jego likwidacja.
W tym samym duchu, co poseł Leszczyna, z kolei za wypłaty 13. i 14. emerytury, zabrał się marszałek Senatu Tomasz Grodzki, który w połowie lipca na antenie Polsat News w rozmowie z red. Rymanowskim, na pytanie czy po ewentualnym objęciu rządów Platforma zlikwiduje te świadczenia, powiedział „rozmawiamy z emerytami, oni nie chcą jałmużny”, a więc mocna sugestia, że te dodatkowe świadczenia, wręcz upokarzają emerytów.
Pieniądze w budżecie
Niezależnie jednak od tego, co mówi sam Tusk, czy inni czołowi politycy PO na temat przyszłości programów społecznych, po ewentualnym zwycięstwie tej partii w wyborach, czy zaprzeczają ich likwidacji, czy też ją potwierdzają, dla wszystkich powinno być jasne, że pod rządami Platformy te programy zostaną zlikwidowane, bo zwyczajnie zabraknie na nie pieniędzy w budżecie.
Zresztą, gdy Platforma rządziła, Tusk jako premier szukał „zakopanych” pieniędzy na program Rodzina 500 plus, sugerując, że gdyby je gdzieś znalazł, to byłby najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, móc je wypłacać rodzinom wychowującym dzieci (w 2014 rok kiedy jeszcze premierem był Tusk, Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło ten program, przygotowując się do wyborów 2015 roku).
Podobnie mówiła w 2015 roku ówczesna premier Ewa Kopacz, która twierdziła, że realizacja takie programu, rozsadzi finanse publiczne, a Polska znajdzie się w sytuacji niewypłacalnej Grecji.
W wieczór wyborczy, tuż po ogłoszeniu wyników wyborczych i takiej wygranej Prawa i Sprawiedliwości, że będzie miało bezwzględną większość w Sejmie, minister finansów Jan Vincent Rostowski, użył słynnej frazy na realizację obietnic wyborczych PiS „piniędzy nie ma i nie będzie”.
Ale nie tylko te wypowiedzi świadczą o tym, że podczas rządów Platformy pieniędzy nie było, co więcej przez 8 lat nie potrafiono (albo nie chciano) zrobić nic, co mogłoby zwiększyć dochody budżetu.
W czasie rządów PO-PSL w latach 2008-2014, wg sprawozdań NIK z wykonań budżetów w poszczególnych latach, średniorocznie dochody budżetowe były wyższe od tych z 2007 roku, kiedy Platforma przejęła władzę zaledwie o 35 mld zł, podczas gdy w latach 2016-2022 za rządów Prawa i Sprawiedliwości, średnioroczne dochody budżetowe, były wyższe od tych z 2015 roku, aż o 160 mld zł.
Potwierdzają to także dane dotyczące podatku VAT, najważniejszego źródła dochodów budżetowych, jak podało ministerstwo finansów w sprawozdaniu z wykonania budżetu za 2021 luka w podatku VAT (podawana w % potencjalnych wpływów z VAT) na koniec poprzedniego roku wyniosła tylko 4,3%.
W porównaniu z luką w podatku VAT z jaką mieliśmy do czynienia na koniec 2015 roku, kiedy wyniosła ona aż 24,6% ówczesnych potencjalnych wpływów jest to blisko 6-krotne jej zmniejszenie.
I to jest ta zasadnicza różnica pomiędzy rządami Prawa i Sprawiedliwości i Platformy, ten pierwszy tak uszczelnił system podatkowy, że średnioroczny wzrost dochodów budżetowych pozwala na finansowanie licznych programów społecznych, ten drugi z kolei gdy rządził, pozwalał na „prywatyzację” podatków i w związku z tym dochody budżetowe, rosły tylko w niewielkim stopniu.
Identycznie będzie gdyby Platforma ewentualnie wróciła do władzy.