Ryszard Czarnecki
Długo czekaliśmy na wizytę prezydenta Ukrainy w Warszawie – i ona wreszcie nastąpiła. Odbywała się w kordialnej atmosferze, która charakteryzuje stosunki obu państw: dziś są one najlepsze w historii. To bardzo dobrze, że strona polska nie zamiotła pod dywan tzw. trudnych tematów. Najwyżsi przedstawiciele Rzeczypospolitej mówili o Wołyniu i o ukraińskim zbożu. To istotne, bo umieszczając te tematy w agendzie rozmów polsko-ukraińskich, zmniejszamy możliwości Rosji gry na podzielenie nas. Nie unikając spraw trudnych czy bolesnych, tak naprawdę zabieramy amunicję Putinowi i jego propagandystom.
Spotkanie prezydentów obu państw w stolicy Polski nie było jednak ich pierwszym na terytorium Rzeczypospolitej: wcześniej dwukrotnie spotkali się w Rzeszowie. Ponadto prezydent RP był aż pięciokrotnie na Ukrainie, bijąc tym rekordem wszystkich innych przywódców państw Unii Europejskiej. Nie mówiąc już o tym, że polscy liderzy z Jarosławem Kaczyńskim, premierem Mateuszem Morawieckim i prezydentem Andrzejem Dudą byli na Ukrainie, zanim stało się to modne – wtedy, kiedy wiązało się to z olbrzymim ryzykiem.
Słowa w polityce są ważne. Nierzadko forma jest wyrazem treści. W Warszawie z obu stron padły słowa ważkie. Obyśmy – i Polska, i Ukraina – utrzymali ten poziom relacji, który mamy obecnie, także wtedy, gdy najważniejsi rozgrywający Zachodu zaczną namawiać Kijów do „ugody” czy „zawieszenia broni” z Rosją. Nie stanie się to zapewne w tym roku – ale może stać się, niestety, w roku przyszłym. Trzymając kciuki za skutki spodziewanej kontrofensywy ze strony naszego wschodniego sąsiada przeciwko rosyjskim agresorom, trudno nie zauważyć, że nawet ci, którzy obok Polaków i Brytyjczyków, oferują Kijowowi największe wsparcie militarne i finansowe, czyli Amerykanie nie zarażają nas w tej sprawie nadmiernym optymizmem: skoro generał Mark Milley, szef Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA mówi, że chciałby, aby Ukraina zakończyła tę wojnę zwycięsko w tym roku, ale będzie to trudne…
Tak czy owak, uważam, że Polska powinna wzmacniać wolę walki Ukrainy nawet wtedy, gdy nasi sojusznicy będą namawiać Kijów – a być może też nas – do przerwania wojny. Rosja okupuje obecnie ponad 1/5 terytorium Ukrainy i w polskim interesie nie będzie namawianie naszego sąsiada, żeby „odpuścić” – choćby czasowo… Wolałbym, żeby nie niemiecki wicepremier i minister gospodarki Robert Habeck usłyszał od prezydenta Zełenskiego jako pierwszy konkretną ofertę odbudowy Ukrainy. Ale tak się jednak stało. Naturalne wydaje się być oczekiwanie, że nasi wschodni sąsiedzi – i przyjaciele – odbudowę Ukrainy w pierwszym rzędzie będą powierzać tym, którzy nie dzwonili do Putina i nie byli w nieszczęsnym Formacie Normandzkim…