Ryszard Czarnecki
W Azji Środkowej trwa wielki geopolityczny mecz, w którym ścierają się wpływy Rosji, Chin, Turcji, Iranu oraz szeroko rozumianego Zachodu. Sytuacja jest dynamiczna i można zaryzykować tezę, że powoli – może nazbyt powoli – kończy się około 200-letni okres, w którym dzielił tu i rządził najpierw Sankt Petersburg, a potem Moskwa.
Do postsowieckiej Azji zalicza się zwykle sześć państw: największy terytorialnie Kazachstan, najliczniejszy Uzbekistan oraz Kirgistan, Tadżykistan, Turkmenistan i Mongolię. Niektórzy eksperci, zwłaszcza anglosascy, tę szóstkę uzupełniają jeszcze o Afganistan, co wydaje się jednak merytorycznie, nie tylko geograficznie, wątpliwe. Wszystkie te państwa poza Mongolią wchodziły w skład Związku Sowieckiego jako środkowoazjatyckie republiki socjalistyczne. Mongolia miała status państwa niepodległego, co oczywiście było fikcją – o wszystkim decydowała Moskwa, a nie Ułan Bator. Dziś we wszystkich tych państwach wpływy rosyjskie wyraźnie słabną. Nie jest to rzecz jasna tak proste, jak mogłoby się wydawać obserwatorom z państw zachodnich, oczekujących prostej odpowiedzi, czy Astana, Taszkient, Duszanbe, Biszkek, Aszchabad i Ułan Bator są z Zachodem przeciwko Rosji, czy z Rosją przeciwko Zachodowi. Zmiany są jednak widoczne i w poszczególnych krajach, i w całym regionie. Wpływ Rosji maleje, choć trudno oczekiwać, że po dwóch wiekach dominacji całkowicie on wyparuje. Nie chodzi tu tylko o politykę: państwa Azji Centralnej w ONZ nie popierają w głosowaniach Rosji jak Białoruś, Syria i Erytrea, ale też nie potępiają jej tak jak kraje Zachodu.
Rosja słabnie, ale…
Jeśli chodzi o gospodarkę, to głównym partnerem Uzbekistanu – piszę te słowa wracając z mojej czwartej wizyty w tym kraju, a trzeciej w ostatnich szesnastu miesiącach – jest wciąż Federacja Rosyjska. Na drugim miejscu są Chiny, na trzecim Kazachstan, a dopiero na czwartym liczone wspólnie kraje członkowskie Unii Europejskiej.
Rosjanie są też numerem jeden, jeśli chodzi o liczbę turystów odwiedzających Uzbekistan. Zwłaszcza teraz, gdy możliwości podróżowania obywateli Federacji Rosyjskiej bardzo się zawęziły z powodu wojny w Europie Wschodniej. Około pół miliona Rosjan, którzy przyjechali w zeszłym roku do Taszkientu, Samarkandy, Buchary, Chiwy i Mujnaku, pokazuje wciąż istotne wpływy.
Jednak w wymiarze politycznym Uzbekistan jest mniej skory do współpracy z Moskwą w ramach różnych organizacji i porozumień państw Azji postsowieckiej niż niektórzy jego sąsiedzi. Podobne zmiany widać na ulicy: w restauracjach i klubach muzyka angielska wypiera rosyjską, a z młodymi Uzbekami lepiej dogadywać się po angielsku niż po rosyjsku, co akurat jest charakterystyczne dla całego regionu i Kaukazu Południowego.
Wpływy Chin, Turcji i Iranu
Charakterystyczne, że w Azji Środkowej najbardziej „w szkodę” Rosji wcale nie wchodzi Zachód, którego możliwości kija i marchewki są znacznie mniejsze niż innych graczy w regionie. Rosjan bowiem wypierają oficjalnie wcale nie antagonistyczne wobec nich Chiny oraz Turcja, a w przypadku Tadżykistanu – Iran. Ten ostatni przypadek jest o tyle ciekawy, że to państwo ze stolicą w Duszanbe (byłem tam po raz drugi parę miesięcy temu) jest kulturowo, historycznie, cywilizacyjnie i językowo związane z Persją.
W ostatnim czasie Turcja obok organizacji Turksoy, skupiającej państwa związane z turecką spuścizną historyczno-kulturowo-językową, powołała też strukturę stricte polityczną – Organization of Turkic States (OTS). Skupia ona poza samą Turcją również Kazachstan, Kirgistan i Uzbekistan. Poza państwami regionu – ciążący ku Iranowi Tadżykistan ma status obserwatora, podobnie jak Turkmenistan – jest tam także Azerbejdżan. Tureckie firmy, wspierane przez banki i państwo, dokonują prawdziwej ekspansji w regionie. Wymiana handlowa Ankary z piątką dawnych republik sowieckich już przekracza obroty handlowe Rosji w regionie (sic!), jeżeli nie liczyć potężnego rosyjskiego eksportu militarnego…
Ciekawe, że status obserwatora mają tu bardzo aktywne Węgry, które przejęły piąty co do wielkości bank w Uzbekistanie! Interesujące, że z państw naszego regionu Europy szczególnie dużą aktywność w Azji Środkowej wykazują także takie kraje jak Łotwa, Czechy i Bułgaria. Chodzi tu o aktywność przede wszystkim dyplomatyczną i gospodarczą. Nam, Europie Środkowo-Wschodniej, jest tam łatwiej niż największym krajom Europy Zachodniej, bo nikt nie może nam przyszyć łatki kolonializmu i mamy podobne doświadczenie życia w komunizmie i wychodzenia z niego. Wszystko to – przede wszystkim ofensywa Ankary, ale też krajów Zachodu (w ostatnich latach inwestycje Niemiec i Holandii) – dzieje się kosztem Rosji. Dlatego przyszedł czas na większą, zaplanowaną i skoordynowaną na szczeblu państwowym aktywność Polski i wspieranych przez struktury państwa polskich firm.
Chiny idą po „swoje”?
Rosja w Azji Centralnej zapłaci wysoką cenę za ograniczone wsparcie Chin (lub „życzliwą neutralność”) po 24 lutego 2022 r. Pekin bowiem, który w Afryce stara się unikać poszerzania strefy wpływów tam, gdzie aktywni są Rosjanie, tutaj nie ma takich zahamowań. To zresztą szerszy temat, który dotyczy także samego terytorium Federacji Rosyjskiej: skoro Władywostok jeszcze sto sześćdziesiąt kilka lat temu był w chińskich rękach, to nie dziwmy się, że teraz ChRL wykorzystuje słabość Moskwy i np. wraca do starej, chińskiej nazwy Władywostoku – Chajszenwaj – poprzez taką właśnie decyzję państwowej chińskiej komisji kodyfikacji językowej.
Uzbecy twierdzą, że choć 2,33 proc. obywateli stanowią Rosjanie – w Taszkiencie ich obecność jest naprawdę widoczna – to nie ma żadnych sygnałów o starciach czy konfliktach z szacowaną na ponad 100 tys. mniejszością ukraińską w tym kraju. Od ważnego uzbeckiego polityka usłyszałem nawet, że tamtejsi Rosjanie są inni niż ci w Moskwie: nie są tacy aroganccy i zarozumiali jak tamci z „centrali”.
Proces odspawania postsowieckiej Azji Środkowej od Rosji nie będzie przebiegać szybko i łatwo – ale jest, na szczęście dla Polski, faktem. Więzy i zależności ekonomiczne, kulturowe i polityczne będą coraz bardziej równoważone i ograniczane przez wpływ Chin, Turcji, a po części Zachodu i Iranu. Na naszych oczach Moskwa traci to, nad czym miała kontrolę przez dwa wieki. Jesteśmy świadkami historycznego procesu.