Zbigniew Kuźmiuk
Czterej przywódcy opozycyjnych komitetów wyborczych wygłosili w Sejmie wspólne oświadczenie w którym „potwierdzają gotowość wspólnej współpracy i tworzenia nowej większości w przyszłym parlamencie”.
Ogłoszono również, że wspólnym kandydatem na premiera jest Donald Tusk, oraz że trzy obecne komitety opozycyjne mają większość do powołania marszałka Sejmu, a także marszałka Senatu.
Wzywano także prezydenta do jak najszybszego powierzenia misji tworzenia rządu trzem komitetom opozycyjnym, choć przecież wiadomo, że dotychczasowym zwyczajem było, że wszyscy prezydenci po roku 1990, powierzali misje tworzenia rządów przedstawicielom zwycięskich ugrupowań w kolejnych w wyborach parlamentarnych.
Mimo, że jak wszystko na to wskazuje do utworzenia rządu obecnej opozycji jeszcze daleko, to od kliku dni trwa giełda nazwisk przymierzanych zarówno do funkcji rządowych jak i parlamentarnych.
Według jednej wersji Tusk ma być premierem, a wicepremierami Kosiniak-Kamysz, Hołownia i Czarzasty, a resorty mają być podzielone między 3 komitety proporcjonalnie do ich siły parlamentarnej, według innej wicepremierem ma być tylko Kosiniak-Kamysz, Marszałkiem Sejmu-Hołownia, a Czarzasty tylko wicemarszałkiem Sejmu, co więcej w podziale resortów Lewica ma być potraktowana po macoszemu, ponieważ aż 7 posłów i 2 senatorów partii Razem, znajdujących się klubie Lewicy, kontestuje Tuska jako kandydata na premiera.
Na giełdzie pojawiają się także nazwiska byłych ministrów w rządzie Platformy, którzy nie są obecnie posłami takich jak Elżbieta Bieńkowska, czy Mateusz Szczurek, a także takich którzy wywalczyli mandaty poselskie takich jak Bartłomiej Sienkiewicz.
Padają także wręcz egzotyczne propozycje ministerialne takie jak: Barbara Nowacka miałaby być szefową resortu spraw zagranicznych, Adam Szłapka- ministrem obrony, Krzysztof Brezja – ministrem sprawiedliwości, Michał Kołodziejczak -ministrem rolnictwa, a Urszula Zielińska z Zielonych -ministrem klimatu.
Trzeba przy tym przypomnieć, że wprawdzie nową koalicję ma tworzyć 3 komitety opozycyjne ale tak naprawdę to ma ją tworzyć aż 11 partii wchodzących w jej skład, których programy trafnie określa polskie powiedzenie „od Sasa do Lasa”, a więc całkowicie sprzeczne, nie mające ze sobą nic wspólnego.
Jedyne spoiwo – antyPiS
Jedynym klejem scalającym te 11 różnych ugrupowań jest „odsunięcie PiS-u od władzy” ale później zaczynają się schody i to nawet w sytuacji kiedy z przyszłej umowy koalicyjnej tych ugrupowań, zostaną wyłączone sprawy światopoglądowe, jak chce tego PSL. Te różnice dotyczą zarówno spraw krajowych jak i europejskich, w ramach tych pierwszych przedstawiciele Platformy, Nowoczesnej ale i Ruchu Hołowni chcą na przykład ograniczać programy społeczne, a PSL i Lewica są temu zdecydowanie przeciwne, podobnie jest z realizacją inwestycji strategicznych, czy ograniczeniach w wydatkach na zbrojenia, przy czym temu sprzeciwia się głównie PSL.
Takie różnice są również w sprawach europejskich, takich jak akceptacja paktu migracyjnego, czyli zgody na obligatoryjny rozdział nielegalnych imigrantów, czy na głęboką reformę Unii Europejskiej, pozbawiającą kraje członkowskie znacznej części ich suwerenności na rzecz scentralizowanego unijnego superpaństwa z dominacją niemiecko- francuską.
Wydaje się, że w obydwu tych sprawach Donald Tusk delegowany do polskiej polityki przez establishment brukselski, zaciągnął swoiste zobowiązania, że jeżeli Bruksela wesprze go w „misji odsunięcia PiS od władzy”, to w ramach „spłaty tego długu” jego rząd zgodzi zarówno na przyjęcie pakietu migracyjnego jak i wspomnianą główną reformę UE.
Ale w obydwu tych sprawach zdecydowanie przeciwne stanowisko prezentuje PSL, liczni posłowie tego ugrupowania publicznie po wielokroć twierdzili, że są przeciwni zarówno przyjmowaniu nielegalnych imigrantów jak i federalizacji UE.
Niezależnie jak potoczą się sprawy utworzenia nowej większości parlamentarnej, a w konsekwencji także rządu, to ostatecznie jej potwierdzenie odbędzie się w Sejmie, a tam każdy poseł, choć będzie należał do różnych klubów parlamentarnych, ma jednak wolny mandat.
I to suma takich głosów zdecyduje jak ostatecznie ukształtuje się ta parlamentarna większość, a poszczególni posłowie w swoim sumieniu będą musieli rozstrzygnąć, czy ze swoich zobowiązań wobec wyborców, wywiążą się lepiej w takiej czy innej koalicji.