Przemysław Żurawski vel Grajewski
Józef Piłsudski nazywał wojnę „skrótem historii”. Zwracał w ten sposób uwagę na fakt gwałtownego przyspieszania w warunkach wojennych rozmaitych procesów społecznych i politycznych. Dramatyzm starcia militarnego jest bowiem źródłem presji, którą wojna wywiera na ludzi, zmuszając ich do podejmowania decyzji, których bez niej by nie podjęli, i do samookreślania się wobec szybko biegnących wydarzeń, i to samookreślania się nie deklaratywnego, lecz wyrażonego w działaniu czy zaniechaniu o skutkach materialnych, często decydujących o życiu lub śmierci. Mechanizm ten zmienia życie polityczne państw, nierzadko w sposób rewolucyjny, przekształcając poglądy opinii publicznej. Rzeczy dotychczas skryte przed jej oczami lub dla wygody wypierane ze świadomości stawia w pełnym świetle, zmuszając do ustosunkowania się do nich i wyciągnięcia wniosków do działania.
Tak jest także i z wojną, którą Rosja narzuciła Ukrainie. Zmieniła ona nie tylko relacje ukraińsko-rosyjskie, w których wrogość, narastająca od 2014 r., przekształciła się we wpisaną już w pamięć przyszłych pokoleń śmiertelną nienawiść do najeźdźców, ale stworzyła też nowe ukraińskie spojrzenie na Niemcy, nacechowane głębokim rozczarowaniem, a wręcz poczuciem zdrady, oraz na Polskę, która od dawna, wiodąc we wszelkich rankingach sympatii na Ukrainie, obecnie zdobyła pozycję najbliższego i najsolidniejszego sojusznika. Zmiany, które zachodzą nad Dnieprem, są jednak tylko częścią zmian środowiska międzynarodowego, dokonujących się wskutek rosyjskiej agresji.
Odczarowanie Rosji
Skuteczny opór Ukrainy zrujnował prestiż armii rosyjskiej jako rzekomej „drugiej siły militarnej na świecie”. Brutalność Moskali i niemożność usprawiedliwienia jej jakimkolwiek wiarygodnym pretekstem doprowadziły do względnej konsolidacji Zachodu, a zwolennikom kontynuacji współpracy z Kremlem przyniosły bolesne straty wizerunkowe.
Dotychczasowi sojusznicy Rosji słabną. Armenia w swojej konfrontacji z Azerbejdżanem, pobita w kampanii 2020 r., najwyraźniej ostatecznie porzuciła nadzieję na skuteczny rewanż ze wsparciem ze strony Moskwy i weszła na drogę poszukiwania dyplomatycznego rozwiązania problemu Górskiego Karabachu. Kasym-Żomart Tokajew, zainstalowany przez Rosjan w Nur-Sułtanie (Astanie) w styczniu jako prezydent Kazachstanu, już miesiąc później odmówił swoim protektorom poparcia przeciw Ukrainie. Uzależniona od Rosji Białoruś Alaksandra Łukaszenki, jako bezpośredni sąsiad tak agresora, jak i ofiary agresji, nie mogła zachować zupełnej neutralności, ale wstrząsające straty, które ukraińscy obrońcy zadali rosyjskim najeźdźcom w pierwszych tygodniach walk, skutecznie zniechęciły mińskiego dyktatora do testowania stopnia lojalności armii białoruskiej w razie posłania jej w ogień bitew, co do których trudno było mu przypuścić, by miały być zwycięskie. Pod wrażeniem porażki rosyjskiej ofensywy na Kijów i Charków Japonia przypomniała po 19 latach milczenia, że kwestia Wysp Kurylskich pozostaje nieuregulowana.
Konsolidacja narodów zagrożonych przez Rosję
Armia rosyjska, wyposażona w zapleśniałe bandaże w wydanych z magazynów pakietach medycznych z końca lat 70., z rozkradzionymi paliwem, optyką w wozach bojowych i racjami żywnościowymi, jedząca psy i koty i w swoich pojazdach taszcząca zrabowane Ukraińcom dobra, od telefonów komórkowych po pralki, lodówki i odzież czy nawet deski klozetowe, jest przedmiotem pogardy wszystkich ludzi parających się rycerskim rzemiosłem.
Klęska pierwszej fazy rosyjskiej inwazji wzmocniła ducha oporu w całej Europie Środkowej. Ukraina miała paść w ciągu trzech dni. Tak mówiono w Moskwie i, co charakterystyczne, także w Berlinie. Nie padła. Broni się już ponad 110 dni i nic nie wskazuje na to, by miała kapitulować. Wizje, szerzone od lat przez zdominowane przez niemiecki kapitał media lub służące Moskwie, że Tallin, Ryga i Wilno padną w dwa dni, Warszawa w trzy, a piątego Moskale dojdą do Wrocławia, dziś mogą wzbudzić tylko wzruszenie ramion. Doczekały się już odpowiedzi pana prezydenta Andrzeja Dudy Putinowi w słynnym „Nie strasz, nie strasz…”. Finowie, reagując na groźby Moskwy, publikują memy z pustym zimowym lasem i zaproszeniem „Wytęż wzrok i znajdź fińskiego snajpera”.
Heroiczna obrona Ukraińców tchnęła w zagrożone przez Rosję narody wolę walki i nadzieję, że może być ona zwycięska. Rosyjskie zbrodnie przekonały je zaś, że w razie agresji trzeba się bić, że hasło „To już nie te czasy. Nikt nikomu nie będzie strzelał w potylicę” jest nieprawdziwe. Bucza nie wydarzyła się w 1937 r. ani w 1940, ani nawet nie w 1953 r., lecz teraz.
Odczarowanie Niemiec
Niemcy, które przez minionych 30 lat wiele zainwestowały w kształtowanie przychylnej im orientacji ukraińskich elit politycznych, straciły poważanie na Ukrainie. Praca niemieckich fundacji: Adenauera (CDU/CSU), Eberta (SPD) i Bertelsmanna (formalnie niezależna, ale związana z liberałami), za których pieniądze przez ostatnie dekady toczył się główny na Ukrainie nurt debaty na temat polityki międzynarodowej, kształtując m.in. negatywny obraz Polski po 2015 r., została wysadzona w powietrze.
Ukraińcy, dotychczas głęboko ufający Niemcom jako najsilniejszemu państwu UE i „wzorcowi europejskiej demokracji”, byli rozczarowywani postawą Berlina już w związku ze sprawa Nord Streamu 2. To jednak, co wydarzyło się w relacjach ukraińsko-niemieckich po 24 lutego, zupełnie zburzyło prestiż Niemiec, a silna poprzednio wiara w ich pomoc przerodziła się w poczucie zdrady. Historia pięciu tysięcy starych hełmów, pochodzących z zapasów NRD pocisków przeciwlotniczych Strieła, w zbutwiałych skrzyniach, dział przeciwlotniczych Gepard, ale bez amunicji, oraz sprzeciw Niemiec wobec przekazywania przez państwa trzecie (Estonię) Ukrainie broni produkcji niemieckiej, długotrwałe opieranie się RFN rozciągnięciu sankcji UE na Rosję na jej główne banki Sbierbank i Gazprombank, nawoływanie do rozejmu i generalne rozczarowanie Berlina faktem, że Ukraina się nadal broni, zbulwersowały Ukraińców, i nie tylko ich. W prasie szwedzkiej zaczęły ukazywać się tytuły „Niemcy powinny się wstydzić”, a „The Wall Street Journal” jeszcze przed rosyjską inwazją, komentując politykę Niemiec wrogą dozbrajaniu Ukrainy, uraczył swoich czytelników tytułem „Is Germany a Reliable American Ally?
Nein” (Czy Niemcy są amerykańskim sojusznikiem, na którym można polegać? Nein”.
Odczarowanie Francji
Doradca ministra spraw zagranicznych Francji i były szef Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS) prof. François Heisbourg w wywiadzie dla francuskiej telewizji LCI powiedział z początkiem czerwca, że odwiedziwszy Polskę, kraje bałtyckie i skandynawskie, stwierdza, że Francja wskutek swojej polityki wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę przestała być w tych państwach słyszalna i straciła cały swój prestiż. Telefony Macrona do Putina i żenująca propozycja prezydenta Francji, by Ukraina dokonała cesji terytorialnych na rzecz Rosji i dla „ratowania twarzy Putina” przyjęła strategię „ziemia za pokój”, wykluczyły głowę francuskiego państwa z grona osób mogących wiarygodnie perorować na temat poszanowania wartości europejskich, demokracji i praw człowieka. Wszak oddając terytorium, oddaje się też mieszkających na nim ludzi, i to oddaje się ich w moskiewską niewolę, gdzie tych, którzy należą do elit politycznych – choćby tylko na poziomie wsi – czekają tortury i śmierć jak Olhę Suchenko, naczelniczkę wsi Motyżyn pod Kijowem, zamordowaną przez Rosjan wraz z synem i mężem. Zniszczenie Ukrainy jako bytu politycznego wymaga wszak wymordowania jej warstw przywódczych, pozostałych zaś czeka deportacja i zniewolenie.
Spadek prestiżu Niemiec i Francji we wszystkich państwach wschodniej flanki NATO i fakt, że przywództwo obu tych państw w dziedzinie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE stało się w obliczu twardej realności zagrożenia rosyjskiego nie do przyjęcia, są skutkami wojny na Ukrainie. Niemcy i Francja nie chcą bowiem klęski Rosji. Przeciwnie, Moskwa, dominująca na Białorusi, Ukrainie i w Mołdawii, działałaby dyscyplinująco na niesfornych Polaków i utrzymywała w posłuszeństwie Berlinowi Bałtów i Rumunów, mających przed oczami los wschodnich sąsiadów. Moskwa pokonana oznaczałaby zaś stworzenie bloku polsko-ukraińsko-bałtycko-skandynawskiego, wspieranego przez USA i Wielką Brytanię, i redukcję pozycji politycznej nie tylko Rosji, ale także Niemiec i Francji. Proces ten już został uruchomiony i o ile Ukraina się obroni, będzie narastał.
Odczarowanie Unii Europejskiej
Unia Europejska zachowała się lepiej, niż można tego było oczekiwać, zważywszy na jej politykę z poprzednich lat, silnie potwierdzoną w ubiegłym roku kompromitującą wizytą szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella w Moskwie (4–6 lutego 2021 r.) i niemiecko-francuską próbą zaproszenia Putina na szczyt UE do Brukseli w czerwcu 2021 r. Mimo to jest dla wszystkich jasne, że w razie zagrożenia rosyjskiego poszukiwanie skutecznej osłony wojskowej w UE byłoby daleko posuniętą naiwnością. Najdobitniej zademonstrowały to Finlandia i Szwecja, zgłaszając wnioski o przyjęcie do NATO, wszak nie po to, by szukać bezpieczeństwa w mocarstwach europejskich, lecz w Waszyngtonie.
UE nałożyła wprawdzie na Rosję najsurowsze sankcje, jakie kiedykolwiek zastosowała wobec kogokolwiek w swojej historii, ale od początku procesu ich wypracowywania trwają intensywne działania, by je osłabić, a poszczególne państwa de facto grające na zwycięstwo Rosji (Niemcy, Francja, Węgry, Grecja) żądają wykluczenia z sankcji unijnych tych dóbr, którymi one chciałyby z Rosją handlować lub je z niej sprowadzać. Czas, gdy sankcje wejdą w życie, także rozciągany jest do granic przyzwoitości, a żądania okresów derogacyjnych (przejściowych) przeczą naturze wojny, która domaga się, by działać tu i teraz. Rosja z łatwością łamie niektóre ograniczenia, np. wymuszając opłaty w rublach za dostarczane przez nią surowce energetyczne, co pozwala Moskwie omijać sankcje bankowe, a co zostało zaakceptowane poprzez liczne państwa UE. Mało tego, Komisja Europejska wydaje instrukcje, wskazując, jak omijać unijne sankcje. Fakt, że Polska przyjęła ponad 3 mln uchodźców z Ukrainy, nie zainspirował jej zaś do uruchomienia funduszy unijnych dla ich wsparcia w liczącej się skali i tempie.
Szósty pakiet sankcji został wprawdzie przyjęty. Zapewne będą kolejne. Nie zmienia to jednak faktu, że to nie UE odgrywa główną rolę w obronie Europy przed Rosją, lecz Ukraina, USA, Polska, Wielka Brytania i Kanada – Ukraina, walcząc, a pozostałe państwa w takim właśnie porządku oddającym skalę ich pomocy, wspierając ją w tych zmaganiach bronią, sprzętem, amunicją i informacjami wywiadowczymi. UE zagrożona jest natomiast kolejnym kryzysem imigracyjnym, wywołanym rosyjską blokadą eksportu ukraińskiego zboża i prowokowaniem tym samym głodu w Afryce, który wypchnie rzesze ludzi ku Europie.
Powrót USA na Stary Kontynent
Prezydent Joe Biden – którego liczne błędy popełnione w 2021 r. (zgoda na Nord Stream 2, stawianie na Niemcy, spotkanie z Putinem, fatalny sposób wycofania USA z Afganistanu, stwierdzenie, że mniejsze wtargnięcia Rosjan na Ukrainę wywołają słabszą reakcję) były aktami ośmielania Kremla do podjęcia decyzji o agresji, odkąd wizja rosyjskiej zmasowanej inwazji stała się oczywista – działa energicznie. Nadal popełnia błędy, utrzymując manierę wyręczania Rosjan w określaniu, co jest dla Moskwy „czerwonymi liniami”, ale jednak to dzięki USA nastąpiła konsolidacja Zachodu w presji na Rosję, a na Ukrainę popłynął strumień amerykańskiej broni. Uruchomienie Land and Lease Act (Ustawy o pożyczce i dzierżawie) na wzór tej z II wojny światowej, na podstawie której USA zaopatrywały w materiały wojenne koalicję antyhitlerowską, i przeznaczenie w jej ramach na pomoc wojskową dla Ukrainy 40 mld dol. zmienia sytuację strategiczną w toczącej się wojnie.
Zapowiadany zwrot Stanów Zjednoczonych ku Dalekiemu Wschodowi i ich zniknięcie z Europy, którą zarządzać miały Rosja i Niemcy, nie nastąpił. USA nie przestały jednak uważać wyzwania chińskiego za priorytetowe. Klęska zadana Moskalom przez Ukraińców pod Kijowem przekonała natomiast Waszyngton, że spośród dwóch sposobów pozbawienia Chin rosyjskiego sojusznika skuteczniejszym jest pobicie go rękoma ukraińskich żołnierzy, a nie skłonienie Moskwy do porzucenia Pekinu poprzez opłacenie jej zwrotu ku Zachodowi uznaniem przez ten ostatni jej strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej.
Ku odrodzeniu Rzeczypospolitej Obojga Narodów
Marsz ku wojnie i sama wojna pokazały, że nic nie jest stałe, że w potrzebie narody zagrożone przez Rosję mogą liczyć z pewnością tylko na siebie. USA w ostatniej chwili stanęły tym razem na wysokości zadania. Mimo to pozostało wrażenie, że żyjemy w systemie amerykańskiej protekcji wojskowej o nieznanym horyzoncie czasowym trwania. Okres jej funkcjonowania to czas dany nam na zbudowanie struktury dostatecznie silnej, by przetrwała, gdy protekcja przestanie funkcjonować. Potencjał po temu mają tylko Polska i Ukraina. Sugerowany przez Londyn blok brytyjsko-skandynawsko-bałtycko-polsko-ukraiński to konstrukcja logiczna. Wsparta przy narodzinach przez USA, będzie miała szanse okrzepnąć i urosnąć, być może o Rumunię, Czechy, a w wersji maksimum także Turcję, Azerbejdżan i Gruzję.
To stara polska idea prometejska – rozbicia i odepchnięcia Imperium Rosyjskiego. Sojusz Warszawy i Kijowa jest warunkiem sine qua non jej powodzenia. Jak pisał Kazimierz Wierzyński, wkładając te słowa w usta ducha Józefa Piłsudskiego: „Skazuje was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba”.