Izabela Kloc
Kolejne, unijne kraje przepraszają się z węglem, a Niemcy zapowiadają nawet reglamentację gazu. Szkoda, że trzeba było wojny, aby obudzić w Europejczykach resztki rozsądku i osłabić ich wiarę w energetykę odnawialną. Czy Zielony Ład przestanie być świętym Graalem unijnej polityki? To jedno z najważniejszych obecnie pytań.
Słowo wiara zostało wcześniej użyte celowo. Entuzjazm i bezkrytyczne przyjmowanie nawet najbardziej absurdalnych, „zielonych” mrzonek nigdy nie miało nic wspólnego z rozsądkiem i logiką. Jeszcze na początku wojny wielu unijnych polityków, zwłaszcza niemieckich, przekonywało, że najlepszym lekarstwem na kryzys surowcowy będzie całkowite przejście na energetykę odnawialną. Być może była to dobra mina do złej gry. Mówili tak, bo liczyli na szybką kapitulację Ukrainy i powrót do interesów z Rosją, która energetycznie żyrowała Zielony Ład. Wojna trwa już jednak czwarty miesiąc, a jej końca nie widać. Z każdym dniem komplikuje się sytuacja polityczna i pogłębia kryzys gospodarczy. Mieszkańcy Unii Europejskiej pakują walizki na wakacje, ale szefowie rządów wybiegają myślami dalej i martwią się jak przetrwać najbliższy sezon grzewczy. Ich pomysły sprowadzają się do jednego.
Do gry wraca tradycyjna energetyka
Niderlandzki rząd zapowiedział, że zwiększy produkcję energii w trzech działających w tym kraju elektrowniach węglowych. Mają pracować na pełnych obrotach do 2024 roku. Podobny ruch wykonała Austria. Tamtejszy minister energetyki zakomunikował o planach ponownego uruchomienia elektrociepłowni w Mellach. zamkniętej w 2020 roku. Ponowne uruchomienie tak potężnego zakładu jest sporym i skomplikowanym wyzwaniem. Skoro Austriacy decydują się taki krok oznacza to, że powrót węgla niekoniecznie będzie krótkotrwałym epizodem. Przypomnijmy, że jeszcze dwa lata temu tamtejsze władze chwaliły się całkowitym wyeliminowaniem węgla z energetyki.
Zielone światło dla „niezielonej” energii dały też Niemcy, unijny lider i globalny, gospodarczy gigant
Wywodzący się z partii Zielonych minister gospodarki i klimatu Robert Habeck zapowiedział zmniejszenie produkcji energii elektrycznej z gazu i jednoczesne zwiększenie wykorzystania elektrowni zasilanych węglem brunatnym i kamiennym. To nie wszystko. Niemcy rozważają wprowadzenie ustawy nakazującej oszczędzanie gazu, by zapewnić bezpieczeństwo dostaw do kraju. To radykalny krok. Skoro jednak decydują się na to Niemcy, pozostałe kraje zapewne pójdą tą drogą.
Wymuszone oszczędności gazu i częściowy powrót do węgla mogą wyznaczać kierunek polityki energetycznej Unii Europejskiej na najbliższe lata.
Na razie mentalnie nie są do tego przygotowane brukselskie elity. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen przestrzega, że nie ma mowy o rezygnacji z klimatycznych priorytetów. Z jej żarliwej wiary w Zielony Ład nie będzie jednak cudu. Putin się nie uspokoi, a energetyka odnawialna nie pokona technologicznej bariery, jaką jest magazynowanie prądu na masowa skalę. Większość analityków jest przekonana, że wojna na Ukrainie może potrwać latami i rośnie ryzyko rosyjskiej agresji na inne kraje. W dodatku na świecie pojawiają się kolejne ogniska zapalne. Rośnie napięcie na linii Turcja – Iran, nie mówiąc już o wiszącej groźbie starcia gigantów: Chin i Stanów Zjednoczonych. Wniosek z tego jest jeden.
Ostatnie trzydzieści lat względnego spokoju na świecie było historyczną anomalią, a nie dziejowym trendem.
Oznacza to, że musimy być gotowi nie tylko na redukcję dwutlenku węgla o 55 proc., jak głosi sztandarowe hasło unijnej, zielonej rewolucji. Musimy być gotowi na wszystko. W tym pakiecie na ciężkie czasy należy przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo energetyczne, o tani i dostępny prąd dla ludzi oraz gospodarki.
Na długo przed wybuchem wojny, w czasie perturbacji spowodowanych pandemią opublikowałam artykuł zatytułowany „Jak trwoga to do…węgla”. Treść już się trochę zdezaktualizowała. Za to tytuł okazał się proroczy.
Izabela Kloc
Poseł do Parlamentu Europejskiego, Prawo i Sprawiedliwość.