Kolejna intensywna wymiana ognia na granicy Azerbejdżanu i Armenii to nie tylko wyzwanie dla słabszej militarnie Armenii, ale też sojuszniczych zobowiązań Rosji. Jeśli dojdzie do lądowej ofensywy Azerbejdżanu i klęski Ormian, będzie to również symbol słabości Rosji i braku jej możliwości realizacji zobowiązań sojuszniczych choćby w obszarze byłego Związku Sowieckiego.
Do pierwszej intensywnej wymiany ognia, przy czym był to głównie ostrzał artyleryjski ze strony azerbejdżańskiej celów na terytorium Armenii, doszło w nocy z 12 na 13 września. Erywań natychmiast poprosił o pomoc Moskwę. Rosjanie 13 września rano mówili, że dzięki ich interwencji doszło do wstrzymania wymiany ognia. Tyle że 14 wrześni rano znów doszło do wznowienia walk i ostrzałów między Armenią a Azerbejdżanem. Według władz obu państw w walkach zginęło 99 osób. To najpoważniejsze zbrojne starcie od zakończenie wojny na jesieni 2020. Armenia oskarża Azerbejdżan o nieuzasadnione otwarcie ognia na pozycje jej armii, z kolei Baku przekonuje, że robi to, ponieważ siły specjalne armeńskiej armii wciąż dokonywały wypadów poza granicę i minując drogi utrudniały odbudowę odzyskanych w 2020 roku obszarów. Nie można faktycznie wykluczyć prowokacji Ormian, zwłaszcza że samozwańcza ormiańska republika w Górskim Karabachu czuje się opuszczona przez Armenię na skutek polityki Nikola Paszyniana, chcącego zakończyć ostatecznie konflikt z Azerbejdżanem. Jednak w obecnej sytuacji nie ulega wątpliwości, że stroną ofensywną jest Azerbejdżan, który chce wykorzystać słabość głównego sojusznika Armenii, uwikłanej w wojnę z Ukrainą Rosji. Obecna eskalacja działań zbrojnych na Południowym Kaukazie to kolejny test dla Moskwy. Azerowie po inwazji rosyjskiej na Ukrainę już trzy razy wcześniej użyli siły, by wymusić ustępstwa na Armenii. Za każdym razem nie było zdecydowanej reakcji Moskwy. Rosyjskie oddziały rozmieszczone po jesieni 2020 w rejonie Karabachu, jak i te stacjonujące w bazie Giumri w Armenii, nie zareagowały na zajęcie kolejnych terenów przez Azerów – choć należy dodać, że te tereny i tak miał Azerbejdżan przejęć na mocy porozumienia z 2020, tylko Armenia opóźniała cały proces. Obecne starcia to jednak coś nowego. Azerowie atakują cele nie w Karabachu, ale na terytorium Armenii właściwej. To zaś oznacza, że Rosja na mocy dwustronnego układu obronnego z Armenią, jak i Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, pakt obronny, do którego należy Armenia, powinny przyjść Erywaniowi z pomocą. Jednak takiej militarnej pomocy – przede wszystkim Rosji – nie ma. Moskwa zareagowała dużo aktywniej, niż przy poprzednich takich sytuacjach. Podobnie OUBZ. Ale wciąż tylko na poziomie politycznym. Uwikłana w wojnę z Ukrainę Moskwa może nie mieć po prostu możliwości wsparcia militarnego sojusznika armeńskiego. Więc będzie nakłaniała Erywań do kolejnych ustępstw. To jednak pokaże słabość Moskwy i będzie znaczącym wiele sygnałem dla innych posowieckich republik, które do tej pory widziały pewnego sojusznika czy nawet protektora w Rosji.
Artykuł pierwotnie ukazał się na stronie think tanku Warsaw Institute.
warsawinstitute.org