Rząd w Berlinie próbuje odgrywać rolę lidera Europy na wszelkich możliwych polach. Najnowsza jego inicjatywa dotyczy dziedziny obronności. Niemcy bowiem wpadli na pomysł stworzenia paneuropejskiej tarczy antyrakietowej. Polska prawdopodobnie nie weźmie udziału w tym projekcie. Zważywszy na to, w jakim stanie jest Bundeswehra, powierzanie się pod opiekę Berlinowi jest samobójstwem.
Gabinet Olafa Scholza od miesięcy promuje fałszywą narrację, że Niemcy są krajem, który należy do liderów pomocy wojskowej przekazywanej Ukrainie. Fakty są jednak całkiem inne. Dotychczas niemieckie firmy zbrojeniowe pomagały ochoczo, ale Rosji. Natomiast rząd w Berlinie nie tylko blokuje przekazywanie ciężkiego uzbrojenia Kijowowi, ale jego pomoc jest symboliczna w stosunku do możliwości.
PR kontra rzeczywistość
„Ukraina potrzebuje więcej broni. Ale czas, aby również w Polsce dostrzeżono, że Niemcy są w UE – obok Polski – największym wsparciem Ukrainy. Gospodarczo, humanitarnie, ale także militarnie” – napisał na Twitterze ambasador Niemiec w Warszawie Thomas Bagger. Jednak oficjalne dane mówią co innego. Jeśli porównać skalę pomocy dla Ukrainy, to szczodrobliwość naszego kraju jest prawie trzykrotnie większa niż niemiecka. Jeszcze gorzej wygląda dla Berlina jego hojność, jeśli zestawimy ją z PKB danego państwa. Tutaj Niemcy nie mają się czym pochwalić, a wyprzedzają je nie tylko Polska, ale przede wszystkim małe państwa, takie jak kraje bałtyckie, Czechy czy Słowacja.
Okazuje się, że oprócz Ukraińców pretensje do Berlina mają także Litwini. Minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Landsbergis oraz inni politycy litewscy twierdzą, że zostali wprowadzeni w błąd przez stronę niemiecką, która obiecała im zwiększenie obecności militarnej oddziałów Bundeswehry w ich kraju. Minister obrony Niemiec Christine Lambrecht podczas wizyty na Litwie oświadczyła, że siły Bundeswehry zjawią się na zagrożonym terytorium wschodniej flanki NATO w terminie 10 dni. Deklaracja Niemiec wprawiła w osłupienie litewskich polityków. – To nie jest porozumienie, które mamy. Niemcy potwierdzili, że owszem, pojawią się w razie zagrożenia. Umowa w kształcie podpisanym przez prezydenta Gitanasa Nausėdę i kanclerza Olafa Scholza dotyczy brygady gotowej do walki na Litwie. Rząd ma jasne ustalenia dotyczące przyjęcia brygady, a okazuje się, że będzie musiał teraz wysłać zaproszenie dla Niemców, by ustalić, czy termin ich przybycia będzie dla nich odpowiedni – oświadczył Gabrielius Landsbergis.
Według Litwinów zgodnie z ustaleniami ostatniego szczytu NATO w Madrycie wschodnia flanka miała być wzmocniona stałą obecnością wojsk sojuszniczych. Potwierdził to minister obrony narodowej tego kraju Arvydas Anušauskas podczas wystąpienia w litewskim parlamencie. Tego typu rozwiązanie, jakie proponują Niemcy, jest dla Litwinów jedynie modelem przejściowym współpracy. Zwłaszcza że Litwini zaoferowali Niemcom budowę niezbędnej infrastruktury w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat, aby móc zakwaterować u siebie do 15 tys. żołnierzy wraz z niezbędnym wyposażeniem. Inwestycja ma pochłonąć ok. 350 mln euro.
Plany, plany, plany
Teraz Niemcy chcą być liderem obronności w Unii Europejskiej, ale zważywszy na to, w jakim stanie jest Bundeswehra, powierzanie się pod opiekę Berlinowi jest samobójstwem. Okazuje się, że Niemcy, jeden z czołowych eksporterów broni na świecie, nie przekazują swojego uzbrojenia Ukraińcom, bo same posiadają go niewiele. Według magazynu „Focus” w obecnym stanie amunicji wystarczyłoby Niemcom na góra dwa dni walki. Według Evy Hoegl, komisarz ds. obronności w Bundestagu, aby uzupełnić zapasy amunicji do wymaganych poziomów przez NATO, Berlin musi wydać 30 mld euro do 2030 r.
Wróćmy jednak do planów budowy europejskiej tarczy antyrakietowej. Minister obrony Christine Lambrecht na spotkaniu NATO w Brukseli zaprezentowała projekt budowy europejskiego systemu obrony European Sky Shield. W połowie października została podpisana wstępna deklaracja w tej sprawie. Tarcza miałaby powstać albo na bazie niemieckiego systemu Iris-T, albo amerykańskiego Patriot, lub amerykańsko-izraelskiego Arrow 3. Decyzje są na razie w powijakach.
Wstępnie do programu chciałyby przystąpić, oprócz Niemiec, Wielka Brytania, Norwegia, Słowacja, Łotwa, Węgry, Litwa, Bułgaria, Belgia, Holandia, Rumunia, Finlandia, Czechy i Słowenia. Niemieccy dyplomaci naciskają także na inne kraje – Estonię czy Hiszpanię. Europejskie państwa liczą, że wspólne inwestycje będą tańsze. Podejmowanie takich działań jest konieczne wraz ze wzrostem zagrożenia ze strony Rosji.
We wrześniu strona izraelska zapewniała Niemcy, że pomoże w budowie systemu przeciwrakietowego na bazie Arrow 3. Jednak być może jest to tylko deklaracja polityczna. Zgodę musieliby wyrazić także Amerykanie, którzy do tej pory mają bardzo krytyczny stosunek do roli Niemiec w rozwiązywaniu konfliktu na Ukrainie.
Jedni marzą, inni mają
To, o czym marzy Berlin, staje się rzeczywistością Warszawy. Polska posiada już i będzie rozwijała jeden z najbardziej nowoczesnych systemów obrony powietrznej na świecie. Dlatego przystąpienie do programu pod auspicjami Olafa Scholza jest mało prawdopodobne. Do naszego kraju trafiły już kolejne dwa zestawy wyrzutni Patriot, które stanowią jeden z elementów systemu obrony przeciwrakietowej. Kolejne sześć baterii będzie w naszym kraju za cztery, pięć lat. Patrioty odpowiadają za obronę przed rakietami średniego zasięgu. Wraz z systemem IBCS są głównym elementem polskiej tarczy. Polska będzie więc posiadała drugi, po amerykańskim, najnowocześniejszy system tarczy antyrakietowej na świecie. System IBCS składa się z sześciu warstw obrony. Od warstwy broniącej terytorium przed rakietami niskiego zasięgu czy dronami po pociski długodystansowe. Osiągnięcie pełnej operacyjności pierwszego systemu planowane jest na przyszły rok.
Z kolei za obronę naszego nieba na krótszych dystansach odpowiadają programy „Wisła” i „Narew”. W październiku nowy sprzęt wyposażony w brytyjskie rakiety CAMM trafił do 18 Pułku Przeciwlotniczego z Zamościa. W 2023 r. kolejny zestaw pozyska dywizjon z Elbląga wchodzący w skład 15 Gołdapskiego Pułku Przeciwlotniczego. System „Narew” składa się co prawda z brytyjskich rakiet, ale radary są rodzimej produkcji. Zwalcza pociski manewrujące i drony na dystansie do 25 km.
Program „Wisła” będzie natomiast odpowiadał za zestawy rakietowe średniego i dalekiego zasięgu. Ruszyła już integracja poszczególnych elementów. System powstaje na bazie technologii polskiej i amerykańskiej. Sprawdzane są radary, elektrownie polowe, wyrzutnie, pociski, sprzęt kryptograficzny, logistyczny i stanowiska dowodzenia.
Tak więc to, o czym marzą Niemcy oraz inne kraje, Polska ma już na ukończeniu. Nasz kraj będzie korzystał z najnowszego sytemu dowodzenia, który dopiero co wdrożyli Amerykanie. Nasza kooperacja z partnerami z USA i Wielkiej Brytanii jest na tyle zaawansowana, że już teraz osiągnęliśmy status lidera w regionie. W przyszłości będziemy nawet posiadać zdolności produkcyjne, z których będą mogli skorzystać zwolennicy europejskiej tarczy antyrakietowej.
Nasz kraj stanie się także liderem wojsk rakietowych. Ministerstwo Obrony poinformowało właśnie o weryfikacji zakupów tego rodzaju sprzętu. Początkowo myśleliśmy o zakupie aż 500 zestawów himarsów. Jednak popyt na te zestawy znacznie przewyższał możliwości produkcyjne koncernu Lockheed Martin oraz zgłaszany popyt przez kraje trzecie. Dlatego od USA zakupimy nie więcej niż 200 wyrzutni. Natomiast kolejne 300 to będą prawdopodobnie koreańskie wyrzutnie K239 Chunmoo. Zestawy mogłyby zostać zamontowane na rodzimych ciężarówkach firmy Jelcz, więc wchodziłby też w grę częściowy transfer technologii, co stanowiłoby dodatkową korzyść dla naszego kraju.