Tomasz Teluk
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org).
Unia Europejska wciąż blokuje naszemu krajowi środki należne z KPO. Berlin dąży także do zmiany traktatów, tak aby przekształcić UE w superpaństwo. Pijarowskimi środkami stara się zaś przykryć swoją bierność wobec Ukrainy. Projekt Mitteleuropa jest wciąż aktualny i mimo wojny na Wschodzie Polacy muszą pozostać czujni wobec tego, co dzieje się na Zachodzie.
O tym, jak bardzo upolitycznione są kroki Unii, niech świadczy fakt, że natychmiast po przywróceniu do orzekania sędziego Igora Tulei, prowadzącego otwartą walkę polityczną z rządem, Komisja Europejska przyjęła ustalenia operacyjne dotyczące Krajowego Planu Odbudowy. Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, jako ciało powołane w miejsce rozwiązanej Izby Dyscyplinarnej, uchyliła zawieszenie kontrowersyjnego sędziego. Nie zgodziła się także na jego zatrzymanie i doprowadzenie pod przymusem do prokuratury. Jest to więc spełnienie zapisów, do których zobowiązała się Polska w zakresie nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym oraz stosowania się do postanowień TSUE.
Berlin chce dominacji
Jeszcze tego samego dnia Komisja Europejska poinformowała o przyjęciu ustaleń operacyjnych polskiego KPO. Jest to dwustronna umowa umożliwiająca rozpoczęcie wypłat z tego tytułu, po spełnieniu określonych warunków.
„W przypadku Polski są to kamienie milowe związane ze wzmocnieniem niektórych aspektów niezależności polskiego sądownictwa oraz wykorzystaniem Arachne, narzędzia informatycznego wspierającego państwa członkowskie w ich działaniach zwalczania nadużyć finansowych. Bez spełnienia tych kamieni milowych żadna płatność nie jest możliwa. Komisja będzie miała wtedy do dwóch miesięcy na rozpatrzenie tego wniosku o płatność i przedstawienie wstępnej oceny Komitetowi Ekonomiczno-Finansowemu Rady, który z kolei powinien przedstawić swoją opinię w ciągu miesiąca” – uważa KE. Chodzi o niebagatelną kwotę 23,9 mld euro dotacji oraz 11,5 mld euro pożyczek. Jednocześnie UE rozpoczyna batalię o zmianę traktatów europejskich. Głównym celem jest odejście w głosowaniu Rady Europejskiej od zasady jednomyślności na rzecz głosowania większościowego.
Berlin chce podporządkowania sobie państw Europy Środkowo-Wschodniej. Dla niepoznaki Niemcy nazywają ten krok reformą. – Jako niemiecki rząd zajmujemy bardzo jasne stanowisko w tej sprawie, a odpowiedź jest taka, że potrzebujemy reformy instytucjonalnej. Na pewno w razie rozszerzenia Unii – powiedział Jörg Kukies, sekretarz stanu w Kancelarii Federalnej Olafa Scholza. Ponadto Berlin uzależnia od tego zgody na rozszerzenie Unii o inne państwa, w tym Ukrainę.
PR zamiast działań
Minister obrony Christine Lambrecht zaproponowała rozmieszczenie niemieckich systemów obrony przeciwlotniczej przy granicy z Ukrainą. Propozycja została przyjęta przez Polskę. Niemieckie media pisały jednak, że jest to PR niemieckiego MON, a nie poważna oferta. W marcu tego typu wyrzutnie zostały rozmieszczone na Słowacji, gdzie funkcjonują do dziś. Można było odnieść wrażenie, że Niemcy chcą poważnie zaangażować się w obronę wschodniej flanki NATO, ale Bundeswehra faktycznie nie ma wiele do zaoferowania. Wcześniej Niemcy zaproponowały patrolowanie wschodnich terenów swoimi myśliwcami Eurofighter.
Niemieckie media studziły jednak optymizm. Pisały, że rozmieszczenie rakiet nie nastąpi w tym roku, a negocjacje mogą potrwać wiele miesięcy. Innego zdania jest ambasador Niemiec w Warszawie Thomas Bagger, który twierdzi, że Niemcy chcą zaangażować się w sojuszniczą obronę Polski. Warszawa chce, aby proponowane przez Niemcy baterie wyrzutni Patriot trafiły nie do Polski, lecz na Ukrainę. Na taką możliwość wskazują zgodnie minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak i premier Mateusz Morawiecki. Niemcy odmówiły przekazania dwóch baterii systemów obrony powietrznej Patriot Ukrainie, tłumacząc, że są one przeznaczone do operowania przez kraje NATO.
Nasz zachodni sąsiad posiada 12 systemów Patriot. Dwa z nich trafiły już na Słowację. Polska zamówiła baterie Patriot w USA, ale trafią one do nas dopiero na przełomie przyszłego i kolejnego roku. W 2023 r. lub 2024 r. trafi do Polski sześć baterii Patriot, radary dookólne, wyrzutnie oraz zapas pocisków rakietowych. Pierwsze dwie baterie zostały zainstalowane już jesienią. W sumie będziemy mieli osiem baterii plus ewentualne dwie, które oferują Niemcy, chyba że trafią one na Ukrainę.
Berlin argumentuje, że baterie nie mogą znaleźć się na Ukrainie, ponieważ jako element obrony NATO muszą być obsługiwane przez niemieckich żołnierzy. Bagger narzekał na brak odpowiedzi w tej sprawie ze strony polskiej. Warszawa nie odpowiedziała także na propozycję patrolowania polskiego nieba przez niemieckie eurofightery. Prawdopodobnie odbędą się konsultacje w tej sprawie na poziomie rządowym.
Po konsultacjach w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego Jens Soltenberg, sekretarz generalny NATO, z zadowoleniem przyjął zarówno niemiecką propozycję dla Polski, jak i polski pomysł przekazania baterii Ukrainie. Szef Sojuszu Północnoatlantyckiego stwierdził, że decyzja, co z nimi zrobić, leży w gestii zainteresowanych państw.
Polska jest także sceptyczna wobec forsowanej przez Niemcy koncepcji europejskiej tarczy antyrakietowej. Nasz kraj ma mocno zaawansowaną budowę własnego systemu. Z punktu widzenia Warszawy udział w tym projekcie cofnąłby nas o kilka lat w tył. Uzależniłby nas także decyzyjnie od Berlina. Co ważne, inicjatywa Niemiec nie ma jeszcze autoryzacji NATO. W tym projekcie nie chce brać udziału np. Francja, jest on bowiem atrakcyjny dla mniejszych państw, takich jak kraje bałtyckie, Czechy, Słowacja, Słowenia czy Węgry.
Polska ma znacznie lepiej rozwinięte systemy obrony przeciwlotniczej, systemy rakietowe oraz rozpoznania radioelektronicznego. Rozwijamy wielowarstwową tarczę antyrakietową, która będzie strzegła krytycznej infrastruktury kraju. Są to systemy Pilica, Narew oraz Wisła, wyposażona w baterie Patriot. W Redzikowie powstaje także antyrakietowa baza USA. Na naszym niebie pracują systemy mobilne, samoloty zwiadowcze i myśliwce NATO. Z ambicjami utworzenia największych wojsk lądowych NATO w Europie może się wkrótce okazać, że to my będziemy bronić Niemców, a nie oni nas.
Chłodna przyjaźń
Nietrudno odnieść wrażenie, że Niemcy wykorzystują każdą okazję, aby neutralizować ambicje Polski. Ewentualna pomoc wojskowa, małej wagi dla Polski, mogłaby zostać wykorzystana przez rząd kanclerza Scholza do argumentacji, że rząd PiS czerpie korzyści z pomocy militarnej Berlina, ale domaga się odszkodowań za II wojnę światową, co byłoby uważane za przejaw hipokryzji.
Naturalnie hipokryzja nie dotyczy Niemców, którzy z jednej strony zmuszają świat do drastycznych redukcji emisji dwutlenku węgla, a sami otwierają wysokoemisyjne elektrownie bazujące na spalaniu węgla brunatnego. Polska oskarżana jest o rasizm i antysemityzm, tymczasem najwięcej tego typu aktów przemocy jest w Niemczech. Jesteśmy posądzani o nietolerancję wobec mniejszości i kobiet, tymczasem twarde dane pokazują, że w Polsce jest pod tym względem dużo lepiej niż na Zachodzie.
Trzeba jednak oddać Niemcom, że czasem zdarzy im się przypływ szczerości. Minister sprawiedliwości Marco Bushmann stwierdził niedawno, że jego kraj przyczynił się do wybuchu wojny na Ukrainie, inicjując i wspierając strategiczny projekt Nord Stream 2. – Musimy wyraźnie powiedzieć: upieranie się przy Nord Streamie 2 w reakcji na aneksję Krymu było z dzisiejszego punktu widzenia niemieckim wkładem do wybuchu tej wojny – stwierdził polityk FDP.