Ryszard Czarnecki
Ostatnio w modzie temat rozbioru Rosji. Miło się czyta, miło się słucha, bo ,zdaje się, karma wraca: to przecież państwo, które trzykrotnie dokonało rozbioru Polski w ostatnich trzech dekadach XVIII wieku. Teraz pojawiła się fala spekulacji zarówno w Europie, jak i w Ameryce. Na Starym Kontynencie za sprawą szefa wywiadu wojskowego Ukrainy generała Kyryło Budanowa: przy okazji wywiadu, który udzielał dla jednego z portali, dziennikarze zwrócili uwagę na „nową” mapę Rosji. Według tej „wizji” Federacja Rosyjska nie ma Wysp Kurylskich – bo trafią one z powrotem do Japonii, Rosja jest też pozbawiona Karelii która wraca do Finlandii, olbrzymie połacie Dalekiego Wschodu przypisane są Chinom, a część Rosji, a konkretnie administracyjne obwody ze stolicami w Kursku, Biełgorodzie, a także Kubań… są częścią Ukrainy. Dodajmy, że Obwód Królewiecki (kaliningradzki) według tego ukraińskiego projektu jest też „odspawany” od Rosji, ale przypisano go nie Polsce, ani nawet Polsce i Litwie, tylko… Niemcom !
Z kolei za Wielką Wodą amerykański politolog polskiego pochodzenia Alexander Motyl na łamach prestiżowego „Foreign Policy” wprost mówi o podziale Rosji . Zwłaszcza ma to dotyczyć jej terytorium w Eurazji. Według tej amerykańskiej prognozy na gruzach wielkiego 145-milionowego państwa rosyjskiego mają powstać nowe państwowości ,jak choćby- wymieniam w kolejności alfabetycznej – Baszkiria, Czeczenia, Dagestan, Jakucja oraz Tatarstan.
„Satelita Chin”
Alternatywą jest pozostanie Rosji w granicach zbliżonych do obecnych i zachowania status quo w Eurazji i Azji, ale na tyle jej osłabienie, że Moskwa będzie zmuszona stać się „satelitą Chińskiej Republiki Ludowej” i to jeszcze słabym.
Żeby było jasne, przestrzegam przed dzieleniem skóry na rosyjskim niedźwiedziu. Dalej jest on groźny i nawet jeśli wojna z naszym wschodnim sąsiadem zupełnie nie poszła po jego myśli, to nie należy Federacji Rosyjskiej nie doceniać. Jeszcze dużo Zachodowi krwi napsuje, jeszcze zmusi Zachód do znaczących wydatków militarnych, jeszcze wymorduje niemało cywili na Ukrainie i unicestwi część sił ukraińskich.
Jednak sam fakt, że zaczyna się mówić o zmianach granic państwowych Rosji, ale w negatywnym dla niej scenariuszu świadczy, że „niemożliwe” jest trochę bardziej „możliwe”. Inna sprawa, że tego typu spekulacje i pokazywanie Rosjanom gotowości „rozbioru” ich terytorium – cementuje opinię rosyjską wokół władzy…