Ryszard Czarnecki
Mamy okres wyjątkowej koniunktury międzynarodowej dla naszego państwa. W kontekście wojny brzmi to może szczególnie – ale to stwierdzenie faktu. Ameryka stawia na Polskę nie ze względów sentymentalnych czy historycznych – takich pojęć język polityki międzynarodowej nie zna – ale dlatego, że dla D.J. Trumpa kiedyś, a teraz dla J.R. Bidena nasz kraj jest szczególnie ważny, ba, niezbędny, aby zagwarantować bezpieczeństwo w Europie, ale też współpracę gospodarczą. Atutami Polski jest szczególne położenie geograficzne: na skrzyżowaniu Wschodu i Zachodu, ale też wielkość: jesteśmy największym krajem nie tylko Grupy Wyszehradzkiej (V-4) czy wśród państw bałtyckich (poza Niemcami), ale również całej Europy Środkowo-Wschodniej i szerzej: tzw. „nowej Unii”, czyli spośród.13 krajów, które weszły do Unii Europejskiej w ostatnich dwóch dekadach. Ponadto polska gospodarka rozwija się szczególnie dynamicznie na tle innych krajów (fakt, że nie jesteśmy w eurolandzie też ma tu swoje znaczenie). To wszystko powoduje, iż jesteśmy skazani na rolę lidera naszego regionu Europy.
Tak naprawdę nie mamy wyjścia: albo zdecydujemy się na przywództwo albo damy się rozgrywać innym, większym państwom Zachodu i Wschodu. Co więcej: skażemy naszych mniejszych sąsiadów z regionu, aby byli kartą w talii Rosji czy Niemiec. Jestem głęboko przekonany, że nie mamy wyjścia, czyli musimy w naszej części Europy być „przewodnikiem stada”. Mówiąc znanym określeniem Żelaznej Damy, pierwszej premier – kobiety w dziejach Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher: „TINA – There Is No Alternativ”, czyli „nie ma alternatywy”. Albo – w naszym polskim interesie oraz dobrze pojętym interesie krajów środkowo-wschodnioeuropejskich i południowo-wschodnioeuropejskich (Bałkany) staniemy się „numerem 1”, organizując te państwa w jeden blok polityczno-militarny albo będziemy piłką w grze innych państw. Na szczęście to ten pierwszy wariant jest realizowany przez Państwo Polskie – w praktyce już od kilku lat.