Ryszard Czarnecki
Tytuł znanej książki francuskiego pisarza Ericha Marii Remaque’a „Na Zachodzie bez zmian” po ostatniej niedzieli można strawestować: „W Turcji bez zmian”. Nie spełniły się nadzieje „obozu postępu” w Europie i na świecie, który – jak zwykle ingerując w wewnętrzne sprawy innych państw – otwarcie sprzyjał tureckiej opozycji, wieszcząc rychły koniec ery Racepa Tayyipa Erdogana. Tymczasem Turcy wybrali, jak wybrali. Oczywiście nie należy przesądzać wyników drugiej tury wyborów prezydenckich, która odbędą się za 12 dni i w której zmierzą się obecny prezydent z kandydatem lewicowo-liberalnej opozycji, ale praktycznie biorąc sprawa jest rozstrzygnięta: nie dość, że Erdogan ma przewagę nad rywalem 4,5% to jeszcze już dostał poparcie „tego trzeciego” – kandydata nacjonalistów, który uzyskał przeszło 5%. Zatem Erdogan będzie kontynuował swoje rządy, które i tak są jednymi z najdłuższych w Europie/Eurazji (niepotrzebne skreślić – choć tak naprawdę do Ankary pasują oba te określenia).
Recep Erdogan rządził bowiem przez dwadzieścia lat: jedenaście lat jako premier ,dziewięć lat jako prezydent – i jeszcze porządzi.
W cieniu wyborów prezydenckich odbyły się parlamentarne. W jednym z większych parlamentów świata, bo liczącym 600 posłów obóz władzy ma dość wyraźną przewagę: uzyskał przeszło 320 mandatów. Specyfika Turcji polega na niesłychanie wysokim progu wyborczym, który wynosi aż 10 %. Przekroczyły go tylko – albo aż – trzy ugrupowania. Są to obóz władzy, czyli Sojusz Ludowy, będący połączeniem partii Erdogana AKP (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju) oraz nacjonalistów z MHP – który zdobył 49,37%, opozycyjny Sojusz Narodowy, który usiłował połączyć lewicową wodę z nacjonalistycznym ogniem miał 35,12% oraz reprezentujący Kurdów i lewicowy Sojusz Pracy i Wolności uzyskał 10,53%.
Polska może zazdrościć Turcji niebywałej frekwencji wyborczej, która wyniosła 88%.
Warto podkreślić, że ogłoszeniu wyników wyborów nie towarzyszyły żadne protesty społeczne. Opozycja turecka potrafiła pogodzić się z porażką. Pod tym względem to, co stało się nad Bosforem – klasa opozycji – może być trudne do skopiowania nad Wisłą, Odrą, Wartą i Bugiem.