Ryszard Czarnecki
Dymisja charyzmatycznego, choć dla części opinii publicznej, a nawet jego własnej partii kontrowersyjnego Premiera Jej Królewskiej Mości, a wcześniej ministra i przez dwie kadencje burmistrza Londynu Borisa Johnsona wywołuje pytania: „Quo vadis, Londynie?”. Rzeczywiście: dokąd będzie zmierzać polityka Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej po zmianie nie tyle władzy, ale lokatora 10, Downing Street?
Uspokajam: z Brytyjczykami leci pilot. Johnson, ten wyrazisty polityk, a jednocześnie w jakiejś mierze celebryta, nie odchodzi jutro, tylko za kilka miesięcy. To daje w zasadzie pewność ciągłości w polityce zagranicznej (co nas szczególnie interesuje) i wewnętrznej gabinetu Torysów.
Po drugie: stawiam tezę, że nowy premier JKM i jego rząd będzie kontynuował politykę międzynarodową Londynu. Absolutnie nie spodziewam się jakiegoś zasadniczego zwrotu. Jedynym niebezpieczeństwem może być, co raczej nieuniknione, skoncentrowanie się na wewnętrznych walkach, które w najbliższych kilku tygodniach (najwyżej paru miesiącach) wyłonią lidera Partii Konserwatywnej, a więc jednocześnie szefa gabinetu.
Był czas, gdy trzema z sześciu największych krajów UE rządziły kobiety. Wtedy jeszcze Wielka Brytania była w Unii, a funkcje jej premiera pełniła Theresa May, kanclerzem Niemiec była Angela Merkel, a premierem Polski Beata Szydło. Czy w Londynie ponownie szefem rządu zostanie kobieta? Wśród kandydatów są aż trzy damy, ale żadna z nich nie jest faworytem w wyścigu z metą na Downing Street.
Zwyciężczyni sondażu na najpopularniejszego członka Partii Konserwatywnej, szefowa MSZ Lisa Truss ma pewne szanse, ale jej minusem jest to, że uważana jest za lojalnego żołnierza Johnsona. Była wiceminister obrony Penny (tak, jak bohaterka drugiego planu w serii o Jamesie Bondzie) Mordaunt to gorąca zwolenniczka brexitu, ostry krytyk Johnsona i „wolnościowiec” (sprzeciwiała się restrykcjom w związku z COVID-em). Wreszcie aktualna prokurator generalna Anglii i Wali Suella Braverman też zresztą „brexiterka”. Żadna z nich jednak, podobnie jak szef komisji spraw zagranicznych House of Commons, bohater z Iraku i Afganistanu Tom Tugendhat – wielki skądinąd krytyk Johnsona, czy były minister finansów, a potem minister zdrowia Said Javid, czy późniejszy minister finansów Nadhin Zahawi (wraz z rodzicami wyemigrował z Iraku), czy były minister finansów Rishi Sunak, czy wreszcie największy konkurent Jonsona, z którym przegrał walkę o premierostwo, były szef MSZ Jeremy Hunt – nie mają, mówiąc językiem Formuły 1, „pole position”. Wszyscy oni mają mniejsze szanse niż obecny minister obrony i były minister do spraw bezpieczeństwa Ben Wallace. Ten parlamentarzysta z siedemnastoletnim stażem, a wcześniej żołnierz zdobył dużą popularność za zdecydowane działania związane z pomocą militarną dla Ukrainy i przeciwstawianie się Rosji. Jeżeli to on zostanie następcą Johnsona, w Polsce się uśmiechniemy, a w Rosji zazgrzytają zębami…