Zbigniew Kuźmiuk
Przygotowując się do zaatakowania Ukrainy, Rosja już latem poprzedniego roku ograniczała dostawy gazu do krajów Europy Zachodniej, a zobowiązania kontraktowe były realizowane z zapasów gazu pochodzących z magazynów gazu znajdujących na terenie tych krajów.
Gdy wzrosło zapotrzebowanie na gaz wczesną jesienią poprzedniego roku, a w świat poszła informacja, że zapasy w magazynach gazu w krajach Europy Zachodniej, są na wyraźnie niższym niż zwykle poziomie, ceny gazu zaczęły gwałtownie rosnąć (wzrosły w grudniu poprzedniego roku blisko 10-krotnie). Ten wzrost cen przyspieszyła jeszcze inwazja Rosji na Ukrainę i reakcje agresora na kolejne pakiety sankcji nakładane przez kraje UE, między innymi w postaci wprowadzenia płatności rublowych za dostarczany gaz.
Gazprom wg. uznania zaczął dzielić kraje unijne na przyjazne i nieprzyjazne. Tym nieprzyjaznym, „zakręcał” kurek gazowy, mimo tego, że dostarczanie gazu do tych krajów, było oparte o wieloletnie kontrakty. Najwcześniej Gazprom odciął całkowicie dostawy gazu do Polski i Bułgarii (już pod koniec kwietnia), później dotknęło to także Finlandię, Danię, Holandię i Francję, a od początku sierpnia także Łotwę, choć akurat dla tych krajów, dostawy gazu z Rosji, nie stanowiły podstawy ich zaopatrzenia. Te kolejne decyzje Gazpromu, odcinające dostawy gazu do tych krajów, były jak już wspomniałem pogwałceniem obowiązujących najczęściej wieloletnich kontraktów, czego konsekwencją będą zapewne odszkodowania wyprocesowane przed którymś z Trybunałów Arbitrażowych, ale jak widać Rosjanie podejmowali je, nie bacząc na przyszłe finansowe konsekwencje.
Bardziej „subtelną” grę gazową, prowadził Gazprom do niedawana z Niemcami, mimo tego, że ten kraj „stawał na głowie” aby wypełnić wszystkie oczekiwania tej firmy i w odniesieniu co do formy płatności za gaz (wszystkie niemieckie firmy importujące gaz z Rosji, płacą za niego w rublach) jak i różnych zobowiązań niemieckich firm wobec Rosjan. Najpierw Gazprom ograniczył dostawy do Niemiec przez Nord Stream1, motywując to przedłużającym się remontem w Kanadzie turbiny Simensa, wykorzystywanej w tym gazociągu, później także blokadą jej przekazania do Rosji w związku z sankcjami jakie nałożyła Kanada na ten kraj. Niemcy wymusiły politycznie na Kanadzie odstąpienie od tych sankcji i w rezultacie turbina została przetransportowana do Niemiec, a te miały ją przekazać Rosji, żeby ominąć sankcje ale Rosjanie wcale nie spieszyli się z jej odbiorem. Według ekspertów, Rosjanie wcale nie potrzebują turbiny z Kanady, aby transportować gaz gazociągiem Nord Stream1 i rzeczywiście tak jest, bowiem turbina serwisowana w Kanadzie jest jedną z siedmiu turbin, wykorzystywanych do przesyłu gazu przez Nord Stream1. Właśnie ze względu na brak wspomnianej turbiny i przegląd techniczny kolejnej, Gazprom zmniejszył od początku sierpnia dostawy gazu gazociągiem Nord Stream1, zaledwie do 20% jego przepustowości, a od niedawna całkowicie je zablokował.
W ostatnich dniach Rosja jednak zdjęła „białe rękawiczki” i ustami rzecznika Kremla Dimitrija Pieskowa zapowiedziała, że „blokada dostaw gazu Nord Stream1, będzie utrzymywana do czasu zniesienia sankcji nałożonych przez UE na Rosję”. Wprawdzie w dalszej części wypowiedzi, Pieskow sugerował, że to właśnie unijne sankcje doprowadziły do ograniczenia dostępu Rosji do nowoczesnych technologii i stąd kłopoty w działaniu Nord Stream1, a więc winna jest UE, ale gołym okiem widać, że to po prostu kłamstwo. Rosja ma przecież alternatywne drogi dostaw gazu na Zachód przez Ukrainę czy przez Polskę, ale świadomie nie chce z nich korzystać, podsycając w ten sposób panikę na rynkach gazu i w konsekwencji, dalej windując ceny gazu.
Jak się wydaje całkowite zablokowanie przez Rosję dostaw gazu do krajów Europy Zachodniej gazociągiem Nord Stream 1, jest także reakcją na ostatnią decyzję ministrów finansów krajów G-7 (członkowie to: USA, W. Brytania, Niemcy, Francja, Włochy, Kanada, Japonia, w pracach grupy uczestniczy także UE), którzy zapowiedzieli ustanowienie przed 5 grudnia tego roku minimalnych limitów cen na rosyjską ropę naftową. W dniu 5 grudnia wchodzi w życie unijne embargo na dostawy rosyjskiej ropy naftowej (niektóre kraje UE mają czasowe derogacje w tym zakresie) i do tego czasu kraje te mają uzgodnić minimalne poziomy cen na rosyjską ropę i produkty naftowe i tylko surowce energetyczne kupione w Rosji, spełniające ten warunek cenowy, będą mogły korzystać z globalnego transportu morskiego i wszystkich usług z nim związanych (np. ubezpieczenia transportu). Gdy to rozwiązanie wejdzie w życie, uderzy bardzo mocno w dochody Rosji ze sprzedaży ropy naftowej, a to te dochody stanowią największą cześć wpływów tego kraju ze sprzedaży węglowodorów.
W tej sytuacji Rosja decyduje się już na otwarty szantaż gazowy wobec Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej, korzystających z dostaw rosyjskiego gazu gazociągiem Nord stream1 na podstawie wieloletnich kontraktów. To jest już ostateczny dowód na całkowity krach niemieckiej polityki zaopatrywania się w rosyjskie surowce energetyczne bez tworzenia alternatywnych kierunków zaopatrzenia, co więcej jest to także krach polityki unijnej, która w tym zakresie była pochodną, tej niemieckiej.